Bardzo duże zainteresowanie wyborami panuje w Chicago - rodzinnym mieście Baracka Obamy. Tu urzędujący prezydent może być pewny wygranej z republikańskim kandydatem Mittem Romneyem. Głosowanie budzi emocje wśród Polaków mieszkających w Chicago.

Znana działaczka polonijna Anna Klocek czuwa we wtorek na przebiegiem głosowania w jednej z komisji wyborczej w północno-zachodniej części Chicago. To jedna z dzielnic licznie zamieszkanych przez Polaków. Punkt wyborczy mieści się w sali gimnastycznej.

"Po otwarciu drzwi o 6.00 rano mieliśmy pokaźny tłumek, który wtargnął do sali gimnastycznej, w której poustawiane są urządzenia do głosowania. Cały czas mamy bardzo dużą frekwencję, którą jestem zaskoczona. W każdych wyborach pracuję w charakterze sędziego elekcyjnego i pierwszy raz widzę takie zainteresowanie wyborami w tej okolicy. Mamy tutaj dosyć sporą grupę Polaków" - powiedziała PAP Anna Klocek.

Polka od 25 lat mieszkająca w Chicago potwierdza, że zainteresowanie wtorkowym głosowaniem w tym mieście jest naprawdę duże.

"W trudnej sytuacji ekonomicznej wyborcy, podatnicy uświadomili sobie, jak istotne jest, kto trzyma władzę nie tylko w kraju, ale też w danym okręgu wyborczym, bo przecież są to też lokalne wybory. W niektórych okręgach jest niezadowolenie z obecnych kongresmenów, co dodatkowo mobilizuje wyborców" - powiedziała.

Reklama

Anna Klocek, mówiąc o swoim wyborze w głosowaniu na prezydenta, powiedziała, że "oddała swój głos na tego trzeciego", czyli kandydata partii libertariańskiej Gary'ego Johnsona. W stanie Illinois na karcie wyborczej znalazły się nazwiska czterech kandydatów na prezydenta.

"Republikanie i Demokraci powiedzą pewnie, że zmarnowałam swój głos, ale jestem osobą bardzo niezależną i zawsze popieram swojego kandydata" - dodała Klocek. Przyznała jednak, że Mitt Romney ze swoim doświadczeniem w biznesie był dla niej jako kandydat na prezydenta bardzo atrakcyjny.

Maria Topolewska, która we wtorek pracuje w komisji wyborczej w 38. okręgu wyborczym na północnym zachodzie Chicago, podkreśla w rozmowie z PAP, że do głosowania przychodzi bardzo dużo ludzi starszych. "Jest ogólna histeria. Ludzie tłumaczą nam (...), dlaczego przyszli głosować, mówią, że +przyszli pomóc Obamie", że +trzeba go ratować+" - powiedziała 40-letnia Topolewska. Polka pracowała w komisji wyborczej także podczas wyborów w 2008 roku.

Redaktor naczelny wydawanego w Chicago polonijnego "Dziennika Związkowego" Piotr K. Domaradzki powiedział w rozmowie z PAP, że na oddanie głosu musiał czekać w kolejce, w której przed nim stało już 30 osób. "Kolejki są dłuższe niż cztery lata temu, kiedy frekwencja była duża, ale wydaje mi się, że w tym roku będzie większa" - ocenił Domaradzki.

"+Dziennik Związkowy+ nie zajmuje żadnego stanowiska. Jesteśmy w tych wyborach neutralni, chociaż wiemy, że większość Polonii chicagowskiej będzie głosowała na Republikanina (Mitta Romneya). Wiemy również, że jest dużo ludzi młodych, którzy będą głosowali na Demokratę (Baracka Obamę). Zatem strategicznie nie zajęliśmy żadnego stanowiska - powiedział PAP redaktor naczelny polonijnej gazety. Domaradzki przewiduje, że większość Polonii będzie głosowała na Romneya. Tymczasem Chicago i powiat Cook, na którego terenie leży to miasto, to bastion Demokratów.

Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej (KPA) Frank Spula zagłosował już tydzień przed wyborami korzystając z opcji tzw. wczesnego głosowania. Spula w rozmowie z PAP powiedział, że KPA nie poparł żadnego z kandydatów w wyścigu do Białego Domu.

"Musimy współpracować z obu stronami, zarówno z Republikanami, jak i Demokratami" - zaznaczył Spula.

Prezes KPA powiedział, że przez ostatnie parę miesięcy starał się zachęcić Polonię do udziału w głosowaniu. "W tych wyborach nie tylko wybieramy następnego prezydenta, ale członków Kongresu i legislatorów szczebla lokalnego, ważne jest dla Polonii, by głosowała i miała swoich przedstawicieli na różnych stanowiskach. Bez zaangażowania w wybory trudno jest później czegokolwiek wymagać od wybranych urzędników" - powiedział w rozmowie z PAP.

Frank Spula ocenił, że wybory 2012 są bardzo ważne dla Stanów Zjednoczonych. "Sytuacja w kraju po kryzysie jest wyjątkowym wyzwaniem dla kolejnego prezydenta Stanów Zjednoczonych" - dodał.