Dla Stanów Zjednoczonych najważniejsze są stosunki z Rosją i Chinami - uważa prof. Longin Pastusiak, amerykanista i badacz historii prezydentów USA, pytany przez PAP o priorytety polityki zagranicznej wybranego na drugą kadencję prezydenta Baracka Obamy.

"Obama będzie starał się, aby Rosja dotrzymała wszystkich swoich zobowiązań, które podpisała w układzie START o ograniczeniu liczby głowic nuklearnych do 1550 i środków przenoszenia tych głowic do 700" - zauważył Pastusiak.

Odnosząc się do stosunków z Państwem Środka, zaznaczył, że "na pewno obydwa kraje skazane są na siebie i mają żywotne interesy w rozwijaniu swych relacji, a nie w zaostrzeniu jakiegoś konfliktu". "Nie spodziewam się jednak, że powstanie coś w rodzaju Chimeryki, od skrótu Chiny i Ameryka, bo jest i taka koncepcja" - dodał (Chimeryka jest synonimem wzajemnego uzależnienia gospodarczego USA i Chin - PAP).

Jak podkreślił Pastusiak, "obecnie Amerykanie widzą zagrożenia i swoje najważniejsze interesy na Dalekim Wschodzie". "Ameryka zwraca się twarzą ku Azji i Obama będzie kontynuował tę politykę" - zaznaczył. W tym kontekście przypomniał, że nowy prezydent "zainstaluje bazę amerykańską w Australii, gdzie będzie 2,5 tys. żołnierzy USA. Zostanie zwiększona również obecność floty amerykańskiej na Pacyfiku".

Na początku stycznia prezydent Obama przedstawił nową strategię militarną, zakładającą zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w regionie Azji i Pacyfiku oraz na Bliskim Wschodzie przy planowanej redukcji liczebności sił zbrojnych USA, co ma być widoczne w Europie.

Reklama

Nawiązując do nowej strategii Pastusiak przypomniał, że - jak twierdzi Obama - "zmniejszenie liczby żołnierzy USA w Europie nie oznacza zmniejszenia zobowiązań sojuszniczych w sprawie bezpieczeństwa i zobowiązań amerykańskich wobec Europy". "Obama głosi, że mniejsza, ale bardziej mobilna i nowoczesna armia będzie bardziej skuteczna niż duża armia i mniej nowoczesna" - dodał.

Jak podkreślił rozmówca PAP, mimo że w ostatniej debacie prezydenckiej poświęconej wyłącznie sprawom bezpieczeństwa i polityce zagranicznej, ani razu nie wymieniono Europy, ani NATO, to Amerykanie nie wycofają się ze swoich wcześniejszych zobowiązań. "Dlatego, że - jak tłumaczył ekspert - bezpieczeństwo Europy i USA opiera się na wzajemnej współpracy, a ta współzależność polega na tym, że Europa sama nie jest w stanie się bronić bez Stanów Zjednoczonych, natomiast USA nie są w stanie rozwiązać wielu konfliktów współczesnego świata bez udziału Europy".

Pastusiak zwrócił uwagę, że rywalizacja między Obamą a Mittem Romneyem w czasie kampanii wykazała daleko idący konsensus, jeżeli chodzi o cele strategiczne USA.

Według amerykanisty Obama bardziej zaangażuje się na Bliskim Wschodzie, który obecnie jest bardzo zapalnym regionem ze względu na sytuację w Syrii, kwestię kontrowersyjnego programu atomowego Iranu, konflikt izraelsko-palestyński i reperkusje zamachu z 11 września w libijskim Bengazi, gdzie zginęło czterech amerykańskich dyplomatów, w tym ambasador USA w Libii.

Obama zachowywał się do tej pory "bardzo powściągliwie, a teraz będzie działał odważniej" - uważa Pastusiak. "Można się spodziewać jakichś większych inicjatyw, nawet powrotu do poprzedniej inicjatywy Obamy, a więc utworzenia niezależnego państwa palestyńskiego w oparciu o granice z 1967 roku", czyli sprzed zajęcia przez Izrael - w efekcie wojny sześciodniowej - obszaru Zachodniego Brzegu, Strefy Gazy i wschodniej Jerozolimy - powiedział.

Spytany o remedium Obamy na sytuację w Syrii, gdzie od marca 2011 r. trwa wojna domowa, która może rozlać się na kraje regionu, Pastusiak powiedział: "Obama i również Romney, gdyby wygrał wybory, nie uwikłałby kraju w jakiś nowy konflikt. Amerykańskie społeczeństwo nie tolerowałoby kolejnej wojny jak w Iraku i Afganistanie".

Pastusiak zwrócił uwagę, że w Syrii Amerykanie "udzielają pomocy w postaci informacji, logistyki, wywiadu satelitarnego i lekkiej broni". "Nie udzielają jej natomiast np. w postaci dostaw ciężkiego sprzętu, ponieważ Obama powiedział, że obawia się, iż taki nowoczesny sprzęt mógłby wpaść w ręce fundamentalistów islamskich, Al-Kaidy" - dodał.