Do końca roku Robert Oppenheim postawi na nogi Polimex-Mostostal, nie pierwszą zresztą spółkę w swojej karierze.
Jeszcze w sierpniu, gdy Robert Oppenheim obejmował stery spółki, misja zrestrukturyzowania budowlanego giganta wydawała się niemożliwa do zrealizowania. Przejmował Polimex po legendarnym Konradzie Jaskóle w bardzo trudnej sytuacji. Jak wiele innych firm z branży, także Polimex ostro poślizgnął się na państwowych kontraktach budowlanych. Realizowane na głodowych marżach pchnęły spółkę w spiralę zadłużenia, a kurs giełdowy na najniższe historycznie poziomy. Recepty na zarządzanie spółkami budowlanymi, które miały problemy przez kontrakty rządowe, wzięły w łeb. Zarządzający nimi menedżerowie wyznawali szczerze, że „zachowali się jak stado baranów”. Tak, po szkodzie, podsumowali pęd do zleceń bez analizy ich opłacalności.
Niewielu analityków wierzyło, że w Polimeksie można uratować coś z dawnej świetności, a wszelkie spekulacje szły raczej w kierunku wyznaczenia terminu upadku niż przywrócenia do życia.
ING OFE, największy akcjonariusz Polimeksu, by uniknąć najgorszego scenariusza postawił na Oppenheima. Po kilku miesiącach wybór okazuje się trafny. Szybko udało mu się przekonać instytucje finansowe, że warto dać jeszcze jedną szansę spółce i wesprzeć ją w restrukturyzacji zadłużenia, a na dodatek przekonać rząd do zainwestowania w nią poprzez państwową agendę ARP. W obydwu sprawach jeszcze w tym roku Oppenheim postawi kropkę nad i.
– To jeden z najbardziej wybijających się menedżerów w naszym kraju – ocenia Dariusz Słotwiński, który był szefem Oppenheima najpierw w Dromeksie, a potem Strabagu. Słotwiński zwraca szczególnie uwagę na jego wiedzę finansowo-księgową oraz z zakresu zarządzania organizacją.
Reklama
Oppenheim pracę w Strabagu rozpoczął w 2001 r. Przyszedł tam z Dromeksu, w którym przepracował 10 lat. – W 1999 r. zostałem zaangażowany przez inwestorów Dromeksu, kontrolujących spółkę, do jej restrukturyzacji – wspomina Oppenheim. Kierował procesem restrukturyzacji całej grupy kapitałowej, która obejmowała 11 spółek. Proces został zakończony sukcesem i sprzedażą pakietu kontrolnego przez inwestorów finansowych, a w 2001 r. Dromex został największą firmą rynku budownictwa drogowego w Polsce i osiągnął skonsolidowane przychody ze sprzedaży na poziomie 800 mln zł.
Ten sam rok był najtrudniejszy w historii polskiego oddziału Strabagu. Jak wspomina Słotwiński, w grę wchodziło nawet zamknięcie interesu. Ale na tonącym okręcie znowu pojawił się Oppenheim, który wraz ze Słotwińskim zbudował od podstaw dywizję budownictwa drogowego.
Do 2004 r. polski Strabag w budownictwie drogowym kilkunastokrotnie zwiększył sprzedaż i osiągnął pozycję największej firmy na rynku.
– Do ratowania Polimeksu ten człowiek nadaje się jak rzadko który – mówi Wojciech Malusi, szef Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa, który słynie z ciętych komentarzy pod adresem nie tylko zarządzających spółkami, lecz także rządzących. Malusi dodaje, że Oppenheimowi to zadanie ułatwili jednak także rządzący. Ale planu objęcia akcji w podwyższonym kapitale Polimeksu przez Agencję Rozwoju Przemysłu, któremu patronuje Oppenheim, Malusi nie krytykuje, lecz chwali.
– Uważam, że taką spółkę należy chronić nie tylko w interesie inwestorów giełdowych, lecz także w interesie państwa – mówi Malusi. Przypomina, że tak robili w przeszłości Niemcy, Hiszpanie i Włosi.
Słotwiński zdradza natomiast cechy osobowości nowego zarządcy Polimeksu. – Ma poczucie humoru, ale nie należy do typu ludzi nazywanych bratem łatą – mówi. – Starannie selekcjonuje on otoczenie wokół siebie – dodaje.