Jeszcze przed oficjalną inauguracją Barack Obama będzie musiał podjąć kluczowe decyzje, bez których amerykańska gospodarka może znów znaleźć się w recesji.

Jednak zachowanie większości w Izbie Reprezentantów przez Republikanów bardzo utrudnia prezydentowi to zadanie.

1. Fiskalizm kontra wzrost

1 stycznia wygasają ulgi podatkowe wprowadzone jeszcze przez George’a W. Busha i przedłużone przez Baracka Obamę w 2010 r. To oznacza, że należności fiskalne powinny wzrosnąć o 423 mld dol. Jednocześnie automatycznie mają spaść wydatki państwa o 109 mld dol. Taki „fiskalny klif” może storpedować obecny, niemrawy wzrost gospodarczy (Obamowski plan podatkowy Republikanie nazywają taxageddonem) i zepchnąć kraj w kolejną recesję. Aby tego uniknąć, Obama musi dojść do porozumienia z Kongresem w sprawie nowej ścieżki redukcji deficytu. Tylko wtedy przepisy o automatycznym podniesieniu podatków i cięciach wydatków zostaną unieważnione. Republikanie stawiają jednak warunek: żadnych podwyżek podatków. Obama zgadza się z kolei jedynie na utrzymanie ulg dla gospodarstw domowych o zarobkach do 250 tys. dol. rocznie. Zdaniem prezydenta nadmierne cięcia w podatkach wymusiłyby bezprecedensowe cięcia w wydatkach państwa i pogłębienie różnic w dochodach między bogatymi a biednymi.

2. Bezrobocie czy zaufanie

Reklama

Żaden prezydent od czasów Franklina D. Roosevelta nie zdobył reelekcji przy tak wysokim bezrobociu, jakie jest obecnie. Bez pracy pozostaje wciąż 7,9 proc. Amerykanów w wieku produkcyjnym, choć sytuacja stopniowo się poprawia (w październiku powstało 171 tys. nowych miejsc pracy). Jednak Obama musi podjąć pilne działania, aby do najbliższych wyborów do Kongresu za dwa lata wskaźnik bezrobocia spadł do ok. 6 proc., a Demokraci uniknęli klęski. Prezydent zapowiedział uruchomienie kolejnego, choć mniejszego od poprzedniego (470 mld dol.) pakietu stymulacyjnego. Zadanie jest jednak trudne, bo Obama musi jednocześnie utrzymać finanse publiczne w ryzach, jeśli chce zdobyć zaufanie inwestorów giełdowych.

3. Legalizacja imigrantów

Obama nie pokonałby Romneya, gdyby nie głosy Amerykanów z mniejszości etnicznych, przede wszystkim Latynosów. W tej części społeczeństwa głos oddało na niego aż 72 proc. uprawnionych. Demokraci mają nadzieję, że taki układ będzie jeszcze długo promował ich kandydatów do Białego Domu: co cztery lata udział białych obywateli w społeczeństwie amerykańskim zmniejsza się o 2 proc., a kolorowych zwiększa o 2 proc. Aby utrzymać poparcie tej grupy elektorów, Obama zapowiedział pilne podjęcie drażliwej kwestii legalizacji ok. 11 mln żyjących dziś na czarno imigrantów. Tę samą zapowiedź złożył jednak już cztery lata temu i do tej pory nie wywiązał się z tego zadania. Sprawa jest drażliwa m.in. dlatego, że Amerykanie obawiają się z tego powodu dodatkowej konkurencji na rynku pracy oraz wzrostu wydatków na opiekę socjalną.

4. Debata łupkowa

Huragan „Sandy” na nowo ożywił debatę w Stanach Zjednoczonych na temat przepisów o ochronie środowiska. Obama zapowiedział, że w pierwszych miesiącach po reelekcji przedstawi w Kongresie projekty nowych przepisów o warunkach wydobycia gazu łupkowego, pozyskiwania ropy z piasków bitumicznych oraz warunkach spalania węgla. Na wprowadzenie takich regulacji w szczególności naciska na Biały Dom lewe skrzydło Partii Demokratycznej. Jednym ze sposobów powstrzymania produkcji gazu ma być utrzymanie zakazu jego eksportu do państw, które nie są objęte umowami o wolnym handlu z USA.

5. Ubezpieczenia

Zwycięstwo Obamy oznacza, że jego reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych nie zostanie odwołana. Jednak aby wprowadzić ją w życie, prezydent musi przekonać Kongres do znalezienia 930 mld dol. subwencji na nadchodzące 10 lat dla stanów, które pozwolą im poszerzyć system Medicaid (pomoc dla biednych) i Medicare (ubezpieczenia zdrowotne) dla prawie 35 mln najbiedniejszych Amerykanów. Republikanie nie chcą o tym słyszeć, uznając, że doprowadzi to do kolejnego wzrostu podatków i środków potrzebnych na finansowanie państwa.