Barack Obama nie zrewolucjonizował Ameryki, więc jego wyborcy zaczęli go traktować zwyczajnie, jak kolejnego prezydenta z popieranego przez nich obozu politycznego. Obamomania przetrwała jedynie w prasie zagranicznej. „Ale nas nastraszyli! Ostatecznie jednak Obama wygrał tam, gdzie przegrali Sarkozy, Zapatero i Brown” – czytamy we francuskiej „La Liberation”. Autor, Francois Sergent, pasuje demokratycznego prezydenta na ostatniego rycerza lewicy, któremu, w przeciwieństwie do liderów z Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, nawet kryzys niestraszny.

Zdaniem Sergenta zwycięstwo Mitta Romneya oznaczałoby prowadzenie „polityki gospodarczej opartej na wudu”, gdy tymczasem Obamie udało się uchronić gospodarkę od upadku i zreformować system ochrony zdrowia. Francuz zapomina, że obok 8-proc. bezrobocia najważniejszym problemem USA jest zadłużenie, które przekroczyło już magiczną granicę 100 proc. PKB. I że to republikanie wypisali sobie na sztandarach hasła walki z deficytem. Z drugiej strony trudno byłoby oczekiwać od Romneya odwrócenia reformy zdrowotnej. Wszak pierwowzorem Obamacare był… Romneycare, system ubezpieczeń, który republikanin wprowadził w stanie Massachusetts, gdy był jego gubernatorem.

Jeszcze ciekawszą linię myślenia życzeniowego wobec Obamy przedstawił grecki dziennik „To Wima”. Gazeta widzi w Obamie oparcie wobec… niemieckiej hegemonii w Europie. Zdaniem Jeorjosa Maluchosa między Berlinem a Waszyngtonem istnieją ostre tarcia wokół sposobu walki z kryzysem zadłużenia w strefie euro. Biały Dom musi więc podjąć decyzję, jak powstrzymać Niemcy przed narzuceniem UE własnej wizji polityki gospodarczej. „Znaczenie brutalnego niemieckiego projektu wykracza poza granice Europy. Obama 2 nie będzie siedział z założonymi rękoma, patrząc, jak Niemcy zgarniają całą pulę” – czytamy. Grecy mają tak dość narzucanej im z zewnątrz drakońskiej kuracji, że są skłonni uwierzyć nawet w Obamę na białym koniu. Ignorując to, że Biały Dom wykazuje coraz większe desinteressement Europą.

I trudno się mu dziwić, wynika to wszak ze zmiany układu sił w świecie. Oczy Amerykanów zwrócone są na Chiny i nawet Romney by tego nie zmienił. To druga największa gospodarka świata, największy eksporter i kraj o największych rezerwach walutowych. Do tego od września Pekin dysponuje pierwszym własnym lotniskowcem. Notabene kupionym od Rosji, co symbolicznie, wbrew słowom Romneya z kampanii, podkreśla zmianę na pozycji najważniejszego rywala Ameryki. Co więcej, na ostatnim szczycie w laotańskim Wientianie to Stary Kontynent występował wobec Chin w roli proszącego o pieniądze petenta, a nie odwrotnie. Obamomania jednak jest jak grypa. Wirus tej ostatniej także potrafi zaburzyć zdolności poznawcze.

Reklama