Jest wówczas szansa na uproszczenie skomplikowanej procedury, wyeliminowanie ciągnących się sporów firm ubiegających się o kontrakt z urzędnikami o każdą liczbę czy przecinek znajdujących się w papierach, ograniczenie protestów mieszkańców itd.

Tyle że powyższy przykład może dotyczyć budowy osiedlowego sklepu czy dwukilometrowego odcinka drogi gminnej między Wsią Małą a Wsią Dużą, ale nie elektrowni atomowej, czyli największego projektu w historii polskiej energetyki. Można przyjąć argumenty, że pominięcie procedury zamówień publicznych przyspieszy budowę elektrowni, która przecież ma powstać lada chwila… Tak, lada chwila, bo wbrew pozorom planowany termin uruchomienia pierwszego reaktora w 2023 lub 2024 r. w przypadku takich przedsięwzięć wcale nie jest odległy i bez żadnej przesady już teraz liczy się każdy miesiąc. Jednak w przypadku tak ważnej, dzielącej społeczeństwo sprawy wybór wykonawcy musi być maksymalnie przejrzysty. Jeśli stół negocjacyjny zostanie zasłonięty choćby niewielką kurtynką, od razu znajdzie się pole do spekulacji, zarzutów, podejrzeń. Koszt budowy elektrowni atomowej w Polsce oszacowano na niebagatelną kwotę 50 mld zł. Zażarcie walczyć będą o nią najwięksi światowi gracze i nie mam wątpliwości, że przegrani wszelkimi możliwym środkami do końca podważać będą zwycięską ofertę. Projekt budowy atomu w Polsce, jeśli się już rozpocznie, musi odbywać się w świetle jak najjaśniej świecących reflektorów.

>>> Czytaj więcej na ten temat: