Propozycja Londynu oznacza dla Polski stratę 16 mld euro funduszy na lata 2014–2020.
200 miliardów oszczędności w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej: taki będzie zdaniem unijnych dyplomatów cytowanych przez portal EU-Observer ostateczny kompromis w sprawie budżetu Unii na lata 2014–2020. Przywódcy „27” będą starali się dojść do porozumienia w tej sprawie 22 listopada na szczycie w Brukseli.
Do niedawna pomysł realnego zamrożenia wydatków Unii zgłaszał jedynie premier Wielkiej Brytanii David Cameron. To oznaczałoby ograniczenie wydatków o 1/5 w stosunku do scenariusza przedstawionego przez Jose Manuela Barroso (ok. 1 bln euro wydatków przez 7 lat).
Jednak w środę wieczorem po wspólnej kolacji na Downing Street do stanowiska Camerona bardzo zbliżyła się kanclerz Merkel.
– Zarówno Niemcy, jak i Wielka Brytania są płatnikami netto do budżetu Unii i przez to mają wiele wspólnych interesów – powiedziała kanclerz. Zdaniem tygodnika „Der Spiegel” w trakcie zamkniętego posiedzenia zgodziła się ona z Cameronem, że „w warunkach kryzysu realne wydatki Unii nie powinny być zwiększone, a jeśli już, to w minimalnym stopniu”.
Reklama
Wcześniej Berlin, podobnie jak Paryż, opowiadał się za zdecydowanie mniejszymi cięciami ok. 100 mld euro w stosunku do propozycji KE. Jednak już dwa tygodnie temu, gdy Cypr przedstawił pomysł ograniczenia wydatków UE o 50 mld euro na lata 2014–2020, Niemcy zareagowali nad wyraz ostro (Polska jest przeciw, uznając, że cięcia są za duże).
– Pomysł przedstawiony przez prezydencję Unii bardzo daleko odbiega od tego, co jest niezbędne – oświadczył wiceminister spraw zagranicznych Michael Link. Jego zdaniem – w przeciwieństwie do stanowiska Warszawy – cięcia powinny być znacznie większe.
Co gorsza, stanowisko bliskie Londynowi przyjęli także Szwedzi i Holendrzy.
– Czy oni w ogóle wiedzą, na jakim świecie żyją? Oszczędności muszą być trzy – cztery razy większe – tak na plany cięć Cypryjczyków (50 mld euro) zareagował kilka dni temu szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt.
Zdaniem Cinzii Alcidi, ekspertki w brukselskim Centrum Europejskich Analiz Ekonomicznych (CEPS), zmiana stanowiska Merkel to wynik radykalizacji nastrojów w Londynie. W ubiegłym tygodniu brytyjski parlament opowiedział się już nie tylko za realnym zamrożeniem wydatków Brukseli, ale ich obniżeniem. Co prawda to stanowisko nie jest dla Camerona wiążące, jednak wszelkie porozumienie, jakie wynegocjuje on na szczycie UE, będzie musiało być zatwierdzone przez Izbę Gmin.
– W tej sytuacji próba zwiększenia wydatków Unii doprowadzi do weta Camerona, pata negocjacji i jeszcze bardziej utrudni przełamanie kryzysu w strefie euro. Merkel tego nie chce – mówi DGP Alcidi.
Pewien gest w kierunku kompromisu Cameron jednak wykonał. Dał do zrozumienia, że nie pójdzie za wskazaniami brytyjskiego parlamentu.– Najlepiej, jeśli osiągniemy nie realne obcięcie budżetu, ale jego zamrożenie. To minimum – powiedział. To jednak wciąż realnie 200 mld euro mniej niż propozycje KE.
Dla Polski to oznaczałoby utratę ok. 16 mld euro funduszy strukturalnych w stosunku do propozycji Barroso. Co prawda wówczas pomoc strukturalna (ok. 64 mld euro) byłaby tylko nieznacznie mniejsza niż w obecnym budżecie (67 mld euro). Jednak przy obecnym kursie euro taki pakiet (262 mld zł) byłby wyraźnie mniejszy od 300 mld zł obiecywanych przez premiera na politykę strukturalną. Chyba że szef rządu doliczy do ugranej sumy także subwencje rolne (ok. 150 mld zł dla Polski).
– Będziemy szukali sprytnych kompromisów – zapowiedział premier Tusk w rozmowie z Reuterem.

Wielki strajk eurokratów

Urzędnicy instytucji europejskich w Brukseli i Luksemburgu strajkowali w czwartek przeciwko cięciom wydatków na administrację w nowym budżecie Unii. Akcję powtórzą tuż przed szczytem przywódców Unii 22 listopada. 8 krajów UE, w tym Niemcy, Francja i Wielka Brytania, domaga się ograniczenia uposażeń eurokratów. Ich emerytura miałaby być liczona na podstawie średnich zarobków w czasie kariery zawodowej, a nie ostatniej pensji. Sami musieliby finansować 50 proc. funduszu emerytalnego, a nie 1/3. Zniknąłby dodatek za rozłąkę (17 proc. pensji). Podwyżki byłyby zależne nie od stażu pracy, tylko od efektów. Aż 8 proc. wydatków Unii jest przeznaczonych na administrację, a w samej Komisji Europejskiej pracuje ponad 40 tys. urzędników.