Grecja dostała dodatkowe dwa lata na uporządkowanie finansów. To oznacza także dodatkowe pieniądze. Tymczasem nie uruchomiono tych kwot, które zaplanowano. Reakcję rynków trudno przewidzieć. Powinna być pozytywna, ale może też być nerwowo.

W poniedziałek byki na głównych europejskich parkietach usiłowały powstrzymać trwającą od trzech sesji przecenę. Udało się to jedynie we Frankfurcie, gdzie DAX zakończył dzień symboliczną zwyżką. Obecna sekwencja do złudzenia przypomina tę z początku drugiej dekady października. Wówczas także mieliśmy trzy sesje wyraźnie spadkowe, w wyniku których indeks stracił 3,5 proc. Po nich nastąpiło dwusesyjne hamowanie zapędów niedźwiedzi i prawie dwutygodniowy rajd w górę. Ostatni spadek wyniósł łącznie prawie 3 proc., a DAX wyhamował niemal w tym samym miejscu, w którym wypadł dołek z 23 października.

Powstaje więc pytanie, czy historia może się powtórzyć, czyli czy możemy liczyć na kolejną falę wzrostową. Wszystko wskazuje na to, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Są dwa warunki. Pierwszy, to chwilowe zawieszenie strachu przed amerykańskim klifem fiskalny. Drugi, to "pomyślne" przesunięcie w czasie greckich problemów. W tej drugiej kwestii wszystko zdaje się być na najlepszej drodze. Już wczoraj pod koniec dnia zaczęły napływać "optymistyczne" wieści. Najpierw, że raport Trojki jest dla Grecji pomyślny, później zaś, że główni międzynarodowi wierzyciele są gotowi dać Grekom dodatkowe dwa lata na uporanie się ze zmniejszeniem zadłużenia. Dodatkowy czas oznacza jednak dodatkowe pieniądze. Łącznie jakieś 32,5 mld euro, które trzeba będzie jakoś wysupłać. Nie obejdzie się pewnie bez fochów. Rynki na te doniesienia reagowały ozięble, bo skoro wszystko idzie tak wspaniale, to dlaczego ministrowie finansów strefy euro ociągają się z podjęciem decyzji o przekazaniu obiecanych już wcześniej 31,5 mld euro? I po co mają się w tej sprawie spotykać jeszcze raz w najbliższych dniach? Rynki nie lubią niepewności i niedomówień. Ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szansa na zwyżkę notowań się pojawi.

Przebieg poniedziałkowej sesji na Wall Street wskazuje, że spełniony może też zostać pierwszy warunek, czyli chwilowe uspokojenie się niepokojów związanych z fiskalnym klifem. Amerykańscy inwestorzy długo nie mogli się zdecydować na to, w którym kierunku popchnąć indeksy i tak pozostało do końca handlu. Ostatecznie Dow Jones nie zmienił swej wartości ani o punkt, a S&P500 "wzrósł" o 0,01 proc.

Na giełdach azjatyckich przeważały spadki. Nikkei tracił 0,2 proc., indeksy w Szanghaju zniżkowały po 1-1,5 proc. Na Tajwanie zniżka sięgała 1,8 proc. Po 0,5-0,8 proc. w dół szły też rano kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy. Ta mieszanka zapowiada kiepski początek sesji.

Reklama

Na naszym rynku nastroje zależeć będą jednak od wyników finansowych spółek. Poranne informacje są korzystne dla posiadaczy akcji Pekao i Tauronu. Spółki te pochwaliły się zyskami znacznie wyższymi niż poprzednio i większymi niż oczekiwano.