Kraje zachodniej Afryki przygotowały już plan zbrojnej inwazji na Mali, by spacyfikować północ tego kraju, kontrolowaną od czerwca przez afrykańskie filie Al-Kaidy.

Inwazja może się zacząć, gdy jej plan zatwierdzi Rada Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych.

"Wojska są gotowe. Możemy ruszyć natychmiast, gdy tylko ONZ da nam zielone światło" - oświadczył we wtorek przewodniczący Komisji Wspólnoty Gospodarczej Państw Zachodnioafrykańskich (ECOWAS) Kadre Desire Ouedraogo. Wojskowi eksperci są jednak sceptyczni i nie sądzą, by zachodnioafrykańscy interwenci byli gotowi tak szybko pójść na wojnę.

Zatwierdzony w niedzielę w nigeryjskiej Abudży plan inwazji przewiduje, że weźmie w niej udział 5,5 tys. żołnierzy - 3,3 tys. z państw ECOWAS i ponad 2 tys. z innych państw Afryki, najprawdopodobniej z RPA, a także Czadu, którego armia ma doświadczenie w walkach na pustyni. Większość oddziałów zachodnioafrykańskich pochodzić będzie z Nigru i Nigerii - oba kraje mają wystawić po 600-700 żołnierzy. Burkina Faso zadeklarowała wysłanie ok. 150 żołnierzy. Wraz z żołnierzami afrykańskimi do walki przeciwko Al-Kaidzie ma stanąć 5 tys. żołnierzy malijskich. Akces zgłaszają też plemienne milicje, które malijskie wojsko od lat zbroiło i wykorzystywało do walk z tuareskimi separatystami.

W inwazji na saharyjski kalifat Al-Kaidy ma także uczestniczyć 200-400 wojskowych instruktorów z Europy. Nie wezmą udziału w walkach, ale przeszkolą i przygotują do nich żołnierzy afrykańskich i armię rządową Mali - rozbitą, skłóconą i zdemoralizowaną po przegranej wojnie w styczniu z tuareskimi powstańcami i zbrojnym zamachu stanu z marca. Udział Unii Europejskiej w malijskiej inwazji będzie w czwartek tematem obrad ministrów dyplomacji i obrony Francji, Polski, Niemiec, Hiszpanii i Włoch, którzy spotykają się w Paryżu.

Reklama

Właśnie powstanie Tuaregów dało początek powstaniu kalifatu Al-Kaidy w północnym Mali. W kwietniu Tuaregowie ogłosili tam powstanie ich niepodległego państwa Azawad, ale już w czerwcu odebrali im je dotychczasowi towarzysze broni, dżihadyści z afrykańskich filii Al-Kaidy oraz malijscy talibowie z ugrupowania Obrońcy Wiary.

Zachód i państwa zachodniej Afryki zdecydowały na zbrojną inwazję na północ Mali, by tamtejszy kalifat Al-Kaidy nie rozszerzył się na sąsiednie kraje i aby nie stał się kryjówką dla terrorystów, jak Afganistan w latach 90. czy ostatnio Somalia.

Plan inwazji przewiduje, że potrwa ona rok. Najpierw europejscy instruktorzy będą szkolić korpus ekspedycyjny, który następnie przy wsparciu lotnictwa USA i Francji wyruszy na północ Mali, by odbić z rąk Al-Kaidy zajęte przez nią miasta Kidal, Gao i Timbuktu.

W połowie października ONZ dała ECOWAS 45 dni na przygotowanie szczegółowego planu inwazji. Pod koniec listopada Unia Afrykańska przedstawi plan Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a jeśli ta go zatwierdzi, inwazję na Mali będzie można zaczynać.

Wojskowi eksperci są jednak sceptyczni. Gilles Yabi z think tanku International Crisis Group uważa, że inwazja zacznie się dopiero w drugiej połowie 2013 r. Powołując się na wojskowe źródła, londyński "Guardian" pisze, że powodem zwłoki będzie fatalny stan zachodnioafrykańskich armii rządowych, a szczególnie nigeryjskiej.

"Nigeryjskie wojska są tak źle wyszkolone, wyposażone i tak niezdyscyplinowane, że nadawać się będą najwyżej do wystawiania posterunków na ziemiach odbieranych spod kontroli Al-Kaidy. W walkach nie będzie z nich pożytku" - pisał brytyjski dziennik.

Amerykański instytut badawczy Stratford twierdzi, że interwenci bez trudu zajmą Timbuktu i Gao, partyzanci Al-Kaidy nie będą zapewne nawet miast bronić, lecz wycofają się na pustynię. Prawdziwym problemem okaże się zdaniem ośrodka utrzymanie kontroli nad zdobytymi terytoriami i uniknięcie przewlekłej wojny partyzanckiej.

Do pustynnej wojny sceptycznie nastawieni są też sąsiedzi Mali - Mauretania, Algieria i Burkina Faso. Prezydent Burkiny Faso Blaise Compaore wciąż prowadzi rozmowy z malijskimi talibami z ugrupowania Obrońcy Wiary, namawia ich, by zerwali z Al-Kaidą i zaczęli układać się z rządem z Bamako. Ale nawet szef dyplomacji Burkiny Faso Dżibril Bassole uważa, że wojna jest nieunikniona. Negocjacje z Obrońcami Wiary mają na celu jedynie przekonanie ich do zachowania neutralności w konflikcie i osłabienie Al-Kaidy.

Malijscy talibowie odcinają się od terroryzmu i przemocy, ale domagają się wprowadzenia szariatu w całym Mali. Zachodnioafrykańscy politycy powątpiewają zresztą w szczerość pokojowych zapewnień emira malijskich talibów Ijada ag Ghalego, znanego ze zdrad i oportunizmu. Jego nagłą ugodowość tłumaczy się często zwykłą grą na zwłokę, by dżihadyści zyskali czas na przygotowanie się do wojny. Ustępliwość Ghalego może też oznaczać, że traci wszelkie wpływy w malijskim kalifacie Al-Kaidy, która wykorzystała go jedynie, by zyskać poparcie jego rodaków, Tuaregów. Jego polityczna kariera to bowiem pasmo nieustannych politycznych wolt i zdrad, których dokonywał zawsze i bez skrupułów, by walczyć o polityczną władzę i zyski.