Sprawa w warszawskim Sądzie Okręgowym ma się rozpocząć w środę rano.

Jak przypomniał na wtorkowej konferencji prasowej dyrektor operacyjny SIAC Construction Finn Lyden, kontrakt między konsorcjum, w skład którego wchodziła spółka, a Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad na budowę odcinka A4 między Rzeszowem a Dębicą, został zerwany pod koniec lipca. Między firmą a drogowcami nie ma jednak zgody co do tego, kto pierwszy odstąpił od kontraktu.

25 lipca br. GDDKiA poinformowała, że konsorcjum nie wywiązywało się z zapisów kontraktowych i przestało realizować budowę autostrady A4 Tarnów-Dębica, dlatego Dyrekcja zerwała kontrakt. Tymczasem SIAC twierdzi, że to firma pierwsza odstąpiła od umowy. "Mamy niezbędne dokumenty, by to udowodnić. Dyrekcja nie mogła zerwać kontraktu, który my zerwaliśmy wcześniej" - powiedział Lyden.

Zdaniem przedstawicieli firmy, kontrakt został zerwany z winy GDDKiA. Lyden poinformował, że przystępując do prac konsorcjum powinno otrzymać kompletny projekt i dokumentację oraz przygotowany plac budowy. Tymczasem - jak mówił - podczas prac ziemnych przy jednym ze skrzyżowań robotnicy znaleźli zwierzęce kości zakopane z chemikaliami, które miały przyspieszyć ich rozkład. "Oczyszczenie placu budowy i zwrócenie go wykonawcy zajęło GDDKiA 14 miesięcy. Zwróciliśmy się do Dyrekcji o przesunięcie terminu ukończenia robót, poparł nas też inżynier kontraktu, ale takiej zgody nie otrzymaliśmy" - powiedział. "Takie przykłady można mnożyć, mamy je spisane na 120 stronach" - dodał.

Reklama

Wyjaśnił, że GDDKiA nie tylko nie przychyliła się do prośby o przedłużenie czasu na budowę, ale także zagroziła karami umownymi. Dlatego - jak tłumaczył dyrektor operacyjny SIAC Construction - firma zdecydowała się na odstąpienie od umowy.

Jak poinformował, GDDKiA zwróciła się do instytucji wystawiającej gwarancję należytego wykonania kontraktu, żeby tę gwarancję wypłaciła. "Według nas to jest próba bezprawnego przywłaszczenia aktywów należących do spółki. To pierwszy tego typu przypadek, z jakim spotkaliśmy się do tej pory w jakimkolwiek kraju UE" - powiedział Finn Lyden. Wyjaśnił, że chodzi o 43,7 mln zł. Poinformował także, że spółka zwróci się w tej sprawie o pomoc do Komisji Europejskiej.

"Cieszymy się, że będzie forum, na którym będzie przestawione stanowisko obu stron, a nie jedynie jednostronne wykonawcy, który nie wywiązywał się z tak podstawowego obowiązku, jak realizacja zobowiązań wobec swoich podwykonawców. Komisja Europejska nie pierwszy raz zresztą interesuje się działaniami wykonawców realizujących inwestycje drogowe" - skomentowała te informacje w rozmowie z PAP rzeczniczka GDDKiA Urszula Nelken.

Poinformowała, że Dyrekcja odstępuje od realizacji kontraktów "wyłącznie w ekstremalnych sytuacjach, kiedy nie da się już kontynuować budowy na zasadach określonych obowiązującym prawem, także unijnym". Taka decyzja każdorazowo jest poprzedzona wielokrotnymi próbami współpracy z wybranym wykonawcą - zapewniła Urszula Nelken.

GDDKiA podtrzymuje także stanowisko, że skutecznie odstąpiła od umowy z konsorcjum, w którego skład wchodził SIAC Construction. "GDDKiA po skutecznym odstąpieniu od umowy z firmą SIAC wystąpiła o kary umowne, które należą się zamawiającemu z mocy prawa. W przypadku, kiedy wykonawca nie chce działać zgodnie z podpisaną przez siebie umową i dobrowolnie zapłacić kary, GDDKiA uruchamia gwarancję, która do tego celu została zabezpieczona" - powiedziała rzeczniczka.

Decyzja GDDKiA o zerwaniu kontraktu jest drugą tego typu ws. podkarpackiego odcinka autostrady A4. Pod koniec maja br. GDDKiA zerwała umowę z firmą Radko na budowę odcinka autostrady od węzła Rzeszów Zachód do węzła Rzeszów Centralny.

A4 ma przebiegać od dawnego przejścia granicznego z Niemcami w Jędrzychowicach k. Zgorzelca przez m.in. Wrocław, Opole, Katowice, Kraków, Tarnów, Rzeszów do przejścia granicznego z Ukrainą w Korczowej. Łączna długość autostrady wyniesie ok. 670 km.