Leszek Miller w wywiadzie dla PAP w związku z przypadającą 18 listopada pierwszą rocznicą II kadencji rządu Donalda Tuska podkreśla też, że obecny gabinet dotrwa do końca kadencji, chociaż niekoniecznie w obecnym składzie ministrów.

Zbliża się pierwsza rocznica zaprzysiężenia drugiego rządu Donalda Tuska. Rząd pana rozczarował?

To właściwie piąta rocznica rządu, nie można mówić, że to pierwszy rok jego działania. Dlatego też wydaje mi się, że bilans należy mierzyć tym pięcioletnim okresem. Jestem rozczarowany kilkoma decyzjami.

Reklama

Na pierwszym miejscu wymieniam tę o wydłużeniu i zrównaniu wieku emerytalnego. Jest ona niepotrzebna i nieuzasadniona ani z ekonomicznego, ani z żadnego innego punktu widzenia. Nie jest prawdą, że w całej Europie tak się robi. Francuski prezydent Francois Hollande kładzie główny nacisk na staż pracy, a nie na wiek. To jest również nasza koncepcja. My uważamy, że w Polsce powinno się przy decyzji o przechodzeniu na emeryturę w głównej mierze uwzględniać tzw. lata składkowe, czyli premiować staż pracy, a nie wiek.

Dostrzega pan jakieś plusy w polityce rządu Donalda Tuska?

Wydaje mi się, że można go postawić przy polityce zagranicznej.

Jak - w pana ocenie - gabinet Tuska radzi sobie z kryzysem?

Nie radzi sobie, dlatego że mamy tendencję spadkową wzrostu PKB i w przyszłym roku mamy osiągnąć nieco powyżej 2 proc., ale i to jest według mnie przeszacowane. W ciągu tych pięciu lat mamy systematyczny spadek tempa wzrostu PKB, także spadek nakładów inwestycyjnych, a co najgorsze - rosnącą liczbę bezrobotnych, która już przekracza 2 mln. Rząd Tuska nie tyle walczy z kryzysem, co obsługuje go.

Czy ma pan pomysł, w jaki sposób w obecnej sytuacji można wrócić do wyższego wzrostu PKB, na poziomie 5-6 proc. rocznie?

To można zrobić, ale trzeba zmienić politykę makroekonomiczną w taki sposób, aby głównym decydentem nie był minister finansów, a minister gospodarki. Chodzi o to, żeby nastawić się głównie na czynniki powodujące wzrost, a nie na te, które zmierzają do ograniczenia deficytu i długu publicznego.

Ja oczywiście rozumiem wartość niskiego deficytu i długu publicznego, ale w sytuacji, w której rośnie bezrobocie i spada produkcja trzeba się przede wszystkim nastawić na to pobudzenie konsumpcji wewnętrznej i czynników wzrostu gospodarczego. Jak pan widzi, dominacja sektora finansowego w Polsce jest oczywista - kosztem właśnie działań, które powinny być podejmowane w resorcie gospodarki.

Zapowiedzi premiera z tzw. drugiego expose zdają się wychodzić naprzeciw pańskim propozycjom. Jest tam więcej "keynesowskich" pomysłów, jak nakłady na inwestycje w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego

Ja to doceniam, bo widzę, że premier Tusk przeistacza się ze zwolennika doktryny liberalnej w zwolennika "keynesizmu" i aktywnej roli państwa w gospodarce. Więc uważam, że jest to zapowiedź idąca w dobrym kierunku, natomiast pozostają znaki zapytania, jeśli chodzi o sfinansowanie tych wszystkich projektów.

Rząd próbuje oszczędzać i ciąć wydatki, czyli wkładać rękę do kieszeni ubogich, a nie chce włożyć ręki do kieszeni bogatych, w tym również spekulantów finansowych i nie chce opodatkować transakcji finansowych, które są w Polsce rezerwuarem ogromnych pieniędzy. Już 11 krajów europejskich podpisało porozumienie idące właśnie w tym kierunku.

W swoim drugim wystąpieniu Tusk mówił o cięciach budżetowych w pierwszym roku, a w kolejnych latach - wydatkach na poprawę koniunktury. Wierzy pan, że rządowi uda się w ten sposób przywrócić gospodarkę na ścieżkę wysokiego wzrostu gospodarczego?

Nie, dlatego że żadnych tego typu tendencji w przyszłorocznym budżecie nie ma. Jest on kolejnym budżetem dominacji sektora finansowego nad sektorem gospodarczym. To przejaw polityki bardzo restrykcyjnej, finansowej, monetarnej.

Jakie są pańskie rokowania w sprawie unijnego budżetu dla Polski na lata 2014-2020? Sądzi pan, że uda się, jak zapowiedział Tusk, uzyskać 400 miliardów złotych w ramach najbliższej perspektywy finansowej?

Sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jak ją się przedstawia. Nie wiemy oczywiście, jaki będzie zawarty kompromis w sprawie cięć. Dzisiaj słyszę, że jest decyzja, by wydatki na fundusz spójności były w granicach 2,4 proc. PKB danego kraju. Gdyby te propozycje się utrzymały, to obiecane przez premiera 300 mld zł byłyby w zasięgu ręki. Jeśli do tego dołożyć wydatki na politykę rolną, Polska dostałaby kolejne 130 mld zł, co byłoby przyzwoitym budżetem. Pytanie tylko, czy propozycje Komisji Europejskiej zostaną utrzymane i o to - jak rozumiem - premier będzie walczył i zabiegał.

Porozmawiajmy o personaliach: czy obecny skład rządu jest optymalny jeśli chodzi o obsadę poszczególnych resortów, czy można było dobrać ministrów lepiej? Którzy - według pana - ministrowie zawiedli najbardziej? Których należałoby odwołać?

Oczywiście, że skład rządu nie jest optymalny. Sam pan premier mówił wprost albo dawał do zrozumienia, że ma zasadnicze zastrzeżenia do pracy własnych ministrów. Natomiast nie chciałbym meblować gabinetu premierowi. Mogę to tylko skwitować w ten sposób, że z punktu widzenia opozycji cały rząd jest do wymiany.

Poświęćmy chwilę kwestiom światopoglądowym. Platforma Obywatelska nie była w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska na temat zapłodnienia pozaustrojowego - premier zdecydował się na program ministerialny refundacji in vitro. To dobra decyzja?

To krok we właściwym kierunku - w tym sensie, że jakaś, wcale niemała, grupa polskich rodzin może dzięki temu doczekać się potomstwa. Natomiast to jest też dowód, że premier nie jest w stanie przeforsować podobnych rozwiązań rangą ustawy, czyli ma w klubie bardzo głęboki podział. Jednakże w taki sposób nie może oczywiście wszystkiego uregulować, musi bardzo uważać, by nie wkroczyć w materię ustawową, co spowoduje zaskarżenie tych aktów do Trybunału Konstytucyjnego.

Wierzy pan, że obecny gabinet przetrwa do końca kadencji? Możliwy jest rozłam w ramach PO i odejście z partii jakiejś części konserwatystów?

Myślę, że rząd Tuska dotrwa do końca kadencji, chociaż niekoniecznie w tym składzie, tzn. niekoniecznie w obecnym składzie ministrów. Jednak to, że Tusk będzie premierem do końca kadencji jest wysoce prawdopodobne.

Co jakiś czas pojawiają się informacje o rozmowach pana z Donaldem Tuskiem; Sojusz miałby wzmocnić koalicję. Jest taka możlość?

Nie prowadzimy żadnych rozmów w tej sprawie i widzimy coraz większe rozbieżności programowe między polityką rządu a programem SLD. Jak pan wie, głosowaliśmy zupełnie odmiennie w sprawie reformy emerytalnej, w sprawie referendum, które Solidarność chciała zorganizować, w sprawie podniesienia płacy minimalnej, także w sprawie szeregu propozycji natury światopoglądowej czy obyczajowej. Rozbieżności są oczywiste, a koalicja ma wtedy sens, gdy jest scalona jakąś wspólnotą programową.

A gdyby - mimo tych wszystkich rozbieżności - pojawiła się taka propozycja ze strony szefa rządu?

To jest niemożliwe. Nie ma żadnych oznak, że koalicja PO-PSL pęknie, nie dotrwa do końca kadencji. Jestem przekonany, że dotrwa. Niedawne głosowanie w sprawie wotum zaufania dla premiera było kolejnym tego dowodem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Konopka