Centralne Biuro Antykorupcyjne zbyt szczegółowo opisało sprzęt komputerowy. Tłumaczy, że zrobiło tak z praktycznych powodów: pracownicy biura pracują już na takich komputerach, więc chcą kompatybilnych. Dla ekspertów to nie jest wytłumaczenie. Podobne problemy z pogodzeniem prawa zamówień publicznych z praktyczną przydatnością sprzętu IT ma coraz więcej urzędów.

CBA potrzebuje kilku laptopów „marki MacBook klasa Pro z procesorem marki Intel, systemem operacyjnym OSX Lion, myszą komputerową marki Apple oraz oprogramowaniem Microsoft Office Home & Business 2011 Multi Pack PL Mac”, do tego jeszcze stacja robocza „marki HP z procesorem marki Intel oraz kartą graficzną marki Nvidia”. A oprócz tego 180 laptopów z systemem operacyjnym „Windows 7 Proffesional”. Tak CBA wylicza w specyfikacji istotnych warunków zamówienia warunki, jakie ma spełniać nowy sprzęt.

– Ten przetarg ukazuje, że problem vendor lock-in, czyli uzależnienia od dostawcy, może wystąpić nawet w CBA – ocenia Ryszard Michalski, ekspert z Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania. – Naturalne jest dla nich, że skoro używają już określonych programów, to kolejne muszą być identyczne. Ale skazywanie się na jednego producenta oprogramowania może skutkować nieefektywnym wydatkowaniem środków publicznych. Gdy nie ma konkurencji, ceny mogą być wysokie, ot prawo rynku – tłumaczy Michalski.

Nie tylko CBA miało podobny problem. W październiku Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych ogłosił przetarg na zakup 541 komputerów, wszystkie z wymogiem zainstalowania na nich systemu Windows 7. W sierpniu Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ogłosiło przetarg na 337 komputerów także wyposażonych w system Microsoft. Oprogramowanie firmy z Redmond w dwóch przetargach z lipca faworyzował Ośrodek Rozwoju Edukacji. Czasem jak przypadku PFRON po interwencjach urzędy zmieniają zapisy w zamówieniu. Często jednak upierają się, że to nie jest dyskryminowanie innych producentów, tylko zamawianie sprzętu czy systemów, które będą im najbardziej przydatne.

Reklama

Tak argumentowało Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, które w lipcu ogłosiło zamówienie na dostawę sprzętu komputerowego dla programu Cyfrowa Szkoła. MAiC szczegółowo opisało zamawiany sprzęt – na tyle, że w niektórych częściach przetargu eksperci byli w stanie ocenić, że chodzi np. o iPady. Mimo uwag resort nie zmienił specyfikacji. Ale i tak największej części tego przetargu na 318 tabletów nie udało mu się rozstrzygnąć. Najtańsza z ofert, które spełniały postawione wymogi, kosztowała 560 tys. zł. Resort zaś zarezerwował na tablety 420 tys.

– Takie są często efekty błędnie opisywanych przetargów: nie dochodzą do skutku. Urzędy nie mogą zachowywać się jak zwykli konsumenci na zakupach i planować: „Znam taki sprzęt, to go sobie kupię” – mówi Wiesław Paluszyńskiej z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. – Prawo zamówień publicznych, choć niedoskonałe, obowiązuje i zobowiązuje do zachowania określonych rygorów. To, że urząd ma już sprzęt określonej marki z danym systemem, nie pozwala mu dalej zamawiać takiego samego. Zgodnie z rozporządzeniem o interoperacyjności systemów urząd może tak zrobić, jeśli jest to uzasadnione ekonomicznie, a nie dla wygody urzędników.

Prawo: Co to jest vendor lock-in?

To uzależnienie administracji publicznej od konkretnego dostawcy produktu lub usługi. Wiąże się to z tym, iż zmiana dostawcy pociągnęłaby za sobą duże koszty, które należałoby ponieść w celu dostosowania się do innych produktów konkurencji. Wśród 100 największych przetargów na IT ogłoszonych w pierwszej połowie 2011 r. przez administrację rządową i samorządową w 34 przypadkach podano markę konkretnego producenta. To nie jest tylko polski problem Identyczne zjawisko występuje w całej Europie. I dlatego Europejska Agenda Cyfrowa jasno zaznacza, że przy projektowaniu rozwiązań w dziedzinie IT powinny być wdrażane takie standardy, które umożliwią uczestnictwo w tym procesie jak największej liczby dostawców. Ma to stwarzać lepsze warunki dla konkurencji rynkowej.