Polska dyplomacja liczy się z fiaskiem zaplanowanego na środę szczytu budżetowego UE. Jeśli nie będzie decyzji w sprawie wieloletnich ram finansowych na lata 2014–2020, w grę wchodzi prowizorium budżetowe.
Zablokowanie porozumienia przez Brytyjczyków to realny scenariusz. Jednak wczoraj z Londynu popłynął sygnał, że porozumienie na szczycie nie jest wykluczone w 100 proc. Warunki wciąż są jednak zaporowe: brytyjski premier chce cięć na blisko 200 mld euro, czyli o około jedną piątą mniej, niż proponuje Komisja Europejska.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, nie tylko Polska, lecz także inne kraje pracują nad planem B. Środkiem nacisku na Brytyjczyków jest propozycja opracowania budżetu 26 państw, bez udziału Zjednoczonego Królestwa.
Na podobnej zasadzie naciskano na Londyn przy forsowaniu paktu fiskalnego (ostatecznie przyjęto go poprzez umowę międzyrządową, bez udziału Camerona).
– Brytyjskie weto będzie oznaczało nie tylko dla nas, lecz także dla całej UE poważny kłopot w skonstruowaniu budżetu. Toczą się prace nad tym, w jaki sposób można przygotować budżet w mniejszym gronie państw. To jest możliwe – pośrednio potwierdza to wiceszef MSZ Piotr Serafin. Nie precyzuje, pod jakimi warunkami mogą się zacząć prace nad takim wariantem.
Reklama
Traktat lizboński przewiduje, że jeśli nie ma porozumienia co do wieloletnich ram finansowych, możliwe jest uchwalanie prowizoriów na kolejne lata. Wymaga to nie jednomyślności, ale większości kwalifikowanej. Decyzje w sprawie startu prac nad prowizorium mogłyby się znaleźć już w konkluzjach szczytu. Takie rozwiązanie na pewno byłoby kłopotliwe dla innych państw, także płatników netto poza Brytyjczykami, bo nie pozwalałoby korzystać im z rabatów. Jednak składka brytyjska nawet z rabatem gwarantowanym przez traktat byłaby wyższa niż obecnie, bo podstawą do przygotowania prowizorium będzie obecny budżet.
Warunkiem przeprowadzenia tego wariantu jest zdobycie jak największego politycznego poparcia dla pomysłu. W praktyce oznacza to wyizolowanie Brytyjczyków.