Około 10 tys. studentów wzięło udział w środowym marszu protestacyjnym w Londynie przeciwko rosnącym kosztom studiów. Był to największy studencki protest w Wielkiej Brytanii od dwóch lat.

Nie doszło do incydentów. Policja zamknęła plac przed parlamentem, gdzie przed dwoma laty doszło do burzliwych zamieszek. Główna grupa uczestników marszu obeszła plac, udając się na wiec do parku Kennington.

"Studia powinny otwierać drzwi, a rząd je zatrzaskuje" - oświadczył w przededniu marszu w przesłaniu nagranym na wideo lider ogólnokrajowego związku studentów (NUS) Liam Burns.

"Niedawne zmiany w systemie oświaty (m.in. podwyżka czesnego z ok. 3,2 tys. funtów rocznie do 9 tys. począwszy od obecnego roku akademickiego - PAP) ograniczają dostęp do studiów i stawiają przed studentami bariery nie do przeskoczenia" - dodał.

"Bezrobocie wśród młodzieży jest rekordowo wysokie (ok. 960 tys. w grupie wiekowej 16-24 lat - PAP), kupno własnego kąta graniczy z cudem, a na emerytury nie mamy co liczyć" - tłumaczył Burns powody niezadowolenia studentów.

Reklama

"Polityka oświatowa torysów to powrót do czasów, gdy studia były przywilejem bogatych" - zaznaczył na wiecu w parku Kennington zastępca sekretarza generalnego związku zawodowego UNISON Roger McKenzie.

Celem środowego wiecu było zademonstrowanie, że sytuacja uczelni i koszty studiów nie przestały być kwestią politycznie palącą, mimo że są wśród problemów absorbujących rząd.

Z sondażu ośrodka YouGov wynika, że koszty studiów i bezrobocie młodzieży będą pierwszoplanową sprawą w najbliższych wyborach, zwłaszcza dla rodziców, których dzieci studiują, i samych absolwentów studiów, którzy wchodzą na bardzo trudny rynek pracy obciążeni wysokim długiem.

58 proc. wśród ponad 2 tys. wyborców ankietowanych przez YouGov sądzi, że politycy, którzy w przededniu wyborów w 2010 r. obiecali, że nie podniosą czesnego, nie powinni kandydować w najbliższych wyborach, spodziewanych w maju 2015 r.

Odnosi się to zwłaszcza do polityków partii liberalno-demokratycznej. 62 proc. ankietowanych z dziećmi na studiach zapowiedziało, że nie będzie na nich głosować.

Oprócz potrojenia czesnego rząd drastycznie zmniejszył pulę miejsc na studiach, za które dopłaca uczelniom, oraz zlikwidował w Anglii system dopłat dla rodzin o niskich dochodach, by zachęcić młodzież do kontynuowania nauki po 16. roku życia, do którego nauka jest obowiązkowa.