Niepowodzenie rządzącej w Katalonii nacjonalistycznej partii Konwergencja i Związek (CiU) w głosowaniu do parlamentu regionalnego może oznaczać nie tyle porażkę jej dążenia do secesji, co zapowiedź, że na tej drodze Katalonia skręci w lewo.

W wyniku wyborów jako nowi "rozgrywający" na scenie politycznej pojawili się bowiem socjaldemokraci z Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC); partii, która nie tylko w swej nazwie odwołuje się do tradycji Republiki Hiszpańskiej. Mają 21 posłów, nazywają siebie "socjaldemokratami", są na lewo do rządzącej do ubiegłego roku w Hiszpanii Partii Socjalistycznej i nie ciąży na nich hipoteka niespełnionych nadziei lewicowego elektoratu.

Urośli nie tylko lewicowi republikanie. Również inne ugrupowanie, które opowiada się za secesją Katalonii i znajduje się na lewo od nich: katalońscy zieloni z partii ICV. W sojuszu z lewakami ze zjednoczonej lewicy (EUiA) zwiększyli swój stan posiadania w katalońskim parlamencie z 10 do 13 mandatów.

Natomiast katalońskim socjalistom (PSC) elektorat nie uwierzył, bowiem zmienili stanowisko tuż przed wyborami, ogłaszając poparcie dla postulatu niezależności Katalonii "najlepiej poprzez sfederalizowanie Hiszpanii". Przestali być drugą siłą: mają 20 posłów zamiast dawnych 28.

>>> Czytaj też: Niepodległa Katalonia stałaby się drugą Grecją

Reklama

Lider ERC Oriol Junqueras, jako wstępny warunek rozpoczęcia rozmów koalicyjnych z Arturem Masem, przywódcą CiU i prezydentem autonomii katalońskiej, zaproponował przeprowadzenie w ciągu 4 lat referendum w sprawie samostanowienia Katalonii oraz zmianę polityki socjalnej. Pierwszym posunięciem w tej dziedzinie powinno być zniesienie "zunifikowanej" opłaty 1 euro za recepty na leki dla ubezpieczonych.

Junqueras został przewodniczącym ERC w zeszłym roku. 43-letni profesor historii gospodarczej, publicysta i pisarz, były europoseł i burmistrz niewielkiego katalońskiego miasteczka Sant Vicenc dels Horts uważa, że w niedzielnym głosowaniu, to nie idea niepodległości Katalonii poniosła porażkę.

"Myli się rząd i partie z kręgu rządowego sądząc, że proces emancypacji Katalonii dobiegł kresu w związku z niepowodzeniem wyborczym Artura Masa. CiU jest teraz trochę słabsza (straciła 12 z posiadanych dotychczas 62 mandatów-PAP), ale proces uniezależniania się Katalonii nabrał jeszcze większej siły: zyskał po wyborach bardziej pluralistyczny charakter"- powiedział w wywiadzie dla Radio Catalunya.

Junquerasowi, który w kampanii wyborczej krytykował "neoliberalizm" gospodarczy CiU, przeciwnicy z najdalszej prawicy wypominają wśród jego "lewicowych grzechów" książkę "Bitwa nad Ebro". Poświęcił ją Katalończykom, bohaterom najkrwawszych, trwających 115 dni zmagań armii republikańskiej z wojskami gen. Franco w 1938 r.

Premier Hiszpanii z ramienia konserwatywnej Partii Ludowej(PP) Mariano Rajoy w przeddzień katalońskich wyborów ostro i sarkastycznie wypowiadał się o katalońskim nacjonalizmie. Wobec ciężkiej porażki partii Artura Masa i perspektywy jego ewentualnego sojuszu z lewicową ERC, zmienił jednak ton na bardziej pojednawczy.

Politycy PP zdają sobie sprawę z kompleksów i urazów, jakie przetrwały po czasach dominacji Kastylii nad resztą kraju. W Katalonii do dziś opowiadają jako anegdotę ilustrującą "centralistyczne zapędy" Madrytu z czasów dyktatury zarządzenie frankistowskiego Ministerstwa Komunikacji z początku lat 70., na mocy którego wszystkie katalońskie firmy miały obowiązek rejestrować swe samochody w Madrycie i otrzymywały tam stołeczne tablice rejestracyjne. Chodziło o ukrycie faktu, że szybciej rozwijająca się gospodarczo i lepiej powiązana z resztą Europy Barcelona miała wtedy znacznie więcej samochodów, niż Madryt.

Dziś Katalonia, krytykowana przez Madryt i wielu polityków Unii Europejskiej za największe wśród 17 hiszpańskich regionów autonomicznych zadłużenie, nadal odprowadza do centralnego budżetu w Madrycie najwyższą kwotę uzyskiwaną z podatków. "Wraca do nas z budżetu centralnego jedynie 1/3 tych podatków" - przypominały katalońskie gazety w dniu demonstracji niepodległościowej półtora miliona Katalończyków w Barcelonie, 11 września br.

Po 35 latach procesu decentralizacji, który towarzyszył demokratycznej transformacji kraju po śmierci gen. Franco, Katalonię - jeśli chodzi o zdobyte uprawnienia autonomiczne -wyprzedza dziś jedynie Kraj Basków, którego pierwszym językiem również nie jest hiszpański.

Wpływowa barcelońska "La Vanguardia" pisze o potrzebie "nowego scenariusza" dla Katalonii. Wynik wyborów zmusza do montowania nowej koalicji w parlamencie w celu utworzenia rządu, ale także do refleksji nad kryzysem, "który dotknął wszystkich Katalończyków, w tym także klasę średnią"- podkreśla dziennik.

Premier Rajoy ma nadzieję, że będzie to koalicja CiU z katalońską organizacją jego Partii Ludowej, która zwiększyła swój stan posiadania z 18 do 19 mandatów. Madryt przez ostatnie 35 lat uważał ją za gwaranta stabilności społecznej w Katalonii. Teraz wszystko zależy od tego, czy przeważy katalońskie dążenie do posiadania "estat propi" (własnego państwa), czy obawa, że ewentualna koalicja CiU z ERC odstraszy zagranicznych inwestorów i zagrozi destabilizacją gospodarczą, przed czym przestrzegają przeciwnicy takiego sojuszu.

Na razie Artur Mas wyklucza koalicję z PP. Zaproponował rozmowy koalicyjne republikanom i socjalistom.