Komisja Europejska przeznaczy 10,5 mln zł na kampanię promocyjną polskiej żywności regionalnej. Drugie tyle dołoży Agencja Rynku Rolnego, czyli budżet państwa. Z pieniędzy tych będą finansowane m.in. telewizyjne programy kulinarne, reklamy w mediach, akcje promocyjne w sklepach i restauracjach. ARR liczy na to, że dzięki temu wzrośnie sprzedaż produktów regionalnych z unijnymi certyfikatami, takich jak np. andruty kaliskie, kołacz śląski, oscypek czy bryndza podhalańska.
– Większy popyt zachęci regionalnych producentów do ubiegania się o kolejne unijne certyfikaty, a te z kolei pomogą nam wejść z niszową żywnością na rynki unijne – mówi Piotr Kondraciuk, szef działu promocji żywności w ARR.
Do tej pory sztuka podbicia zachodnich rynków nie udała się żadnemu z naszych regionalnych smakołyków. Wyjątek stanowią miody pitne, które coraz chętniej kupują klienci z Francji, Szwecji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, a ostatnio nawet z Chin. Firma Apis z Lublina, która certyfikat unijny otrzymała w 2009 r., co roku zwiększa eksport tego produktu o 20–25 proc.
Choć w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi zarejestrowanych jest 1011 regionalnych produktów, to certyfikaty unijne ma dziś tylko 36. To niewiele w porównaniu z Włochami, które legitymują się ponad 200 certyfikatami, Francją (180) czy Hiszpanią (150).
Reklama
Z szacunków KE wynika, że roczny obrót produktami regionalnymi w Unii Europejskiej to 14,5 mld euro, z czego 30 proc. przypada właśnie na Włochy. W czołówce państw, gdzie zarabia się najwięcej na regionalnych specjałach z certyfikatami, są także Niemcy (25 proc. obrotów żywnością), Francja (17 proc.) i Wielka Brytania (8 proc.). W Polsce ich sprzedaż to niespełna 0,4 proc. wartości sprzedaży żywności ogółem.
Słaby wynik to według Kondraciuka efekt niewielkiej znajomość tego rynku przez konsumentów. Wiele produktów popularnych jest tylko na rynkach lokalnych, a niemal 70 proc. trafia do klientów tylko dzięki sprzedaży bezpośredniej. W sklepach są co prawda produkty, które nazywają się podobnie, ale nie mają certyfikatów. Na przykład prawdziwa kiełbasa lisiecka musi być produkowana z wieprzowiny i musi być wędzona dymem z drewna olchowego. W dużych sieciach supermarketów trudno dostać oryginał.
Z badań Katedry Ekonomii i Polityki Gospodarczej warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego wynika, że polscy konsumenci też lubią produkty regionalne. Blisko 70 proc. deklaruje, że kupowałoby je, gdyby były łatwiej dostępne. Prawie 40 proc. jest gotowych wydać na nie ponad 100 zł miesięcznie.
Przedstawiciele ARR oraz lokalne organizacje producentów mają nadzieję, że kampania promująca lokalne wyroby ułatwi dostęp konsumentów do niszowych produktów i zwiększy zyski wytwórców.