Ogłoszone w piątek wyniki finansowe Sygnity wskazują na pogorszenie. Spadły wpływy, a spółka miała stratę, choć przed rokiem był zysk. Co się stało?
To efekt kilku wcześniejszych błędnych decyzji biznesowych. Spółka przeszła częściową restrukturyzację, zaczęła odbudowywać wartość na giełdzie. W pewnym momencie nastąpiło jednak coś, co nazwać można zachłyśnięciem się dobrą passą. Sygnity weszło na dwa nowe rynki, czym rozbudziło oczekiwania inwestorów co do wyników finansowych. Ale nie było w stanie zrealizować tych oczekiwań. Chodzi o segment małych i średnich firm, na którym spółka pojawia się z oprogramowaniem Quatra, a także o rynki zagraniczne i współpracę z chińskim gigantem Huawei. Gdybyśmy wyłączyli wpływ tych dwóch elementów, spółka w 2012 r. miałaby 10 mln zł zysku. Nie bez znaczenia była też próba wrogiego przejęcia ze strony Asseco – niektórzy kontrahenci wstrzymywali się z podpisywaniem umów.
Próba wrogiego przejęcia, spadek wartości spółki na giełdzie, korekta wyników finansowych – to wydarzenia, które doprowadziły do odwołania poprzedniego prezesa i powołania na to stanowisko pana. Co dalej ze spółką?
Główni akcjonariusze powierzyli mi kierowanie Sygnity z konkretnym celem: poukładania firmy i odbudowy jej wartości. Jej wizerunek na rynku finansowym jest niewspółmiernie gorszy od wizerunku w oczach klientów, z którymi spółka od dawna ma świetne relacje, zwłaszcza w trzech branżach: sektorze publicznym, bankach i energetyce. Cały czas wygrywamy tu kolejne kontrakty. Moim najważniejszym zadaniem będzie więc przełożenie tej wartości na postrzeganie spółki na rynku finansowym i odzyskanie jego zaufania.
Reklama
Jak zamierza pan to zrobić?
Strategia na najbliższe trzy lata zakłada podniesienie wyceny spółki do średniej wycen firm z tego sektora i wzrost przychodów na poziomie wzrostu rynku. Najpierw skupimy się na optymalizacji procesów wewnątrz i kolejnych przetargach w najważniejszych dla nas segmentach. Już teraz w sektorze publicznym mamy 62-proc. backlog (potwierdzone zamówienia jako odsetek planu przychodów danego działu na przyszły rok), w bankach 75 proc., a energetyce 72 proc. Strategia zakłada, że w latach 2013–2015 podniesiemy średnią marżę netto do poziomu 4,8 proc., podczas gdy w ostatnich dwóch latach była ujemna. Przychody także wzrosną średniorocznie do 550 mln zł, a więc będą o 3 proc. wyższe niż średnia z poprzednich dwóch lat. Podniesiemy też marżę operacyjną EBITDA z dotychczasowych 16,6 proc. do 21,1 proc. oraz zmniejszymy zadłużenie.
Część analityków skrytykowała strategię, twierdząc, że jest zbyt ogólna i poza cięciami kosztów brakuje w niej elementów wzrostu. Inwestorzy też nie przyjęli jej najlepiej – kurs akcji spadał.
Świadomie nie mówiliśmy o wzroście w nowych segmentach. Nadrzędnym celem strategii jest uwiarygodnienie spółki na rynku kapitałowym. W tym celu musimy przede wszystkim zabezpieczyć główne segmenty działalności. W najbliższych kwartałach skupimy się na wypracowaniu w spółce gotówki, by uwiarygodnić się w oczach inwestorów. W naszych prognozach nie podaliśmy na przykład jeszcze kontaktu na e-Podatki, w przypadku którego jesteśmy bardzo blisko wygranej, a to umowa o wartości blisko 300 mln zł. Dopiero potem będziemy zastanawiali się, jak zwiększyć obecność na kolejnych rynkach, na przykład w telekomunikacji, w której kiedyś byliśmy mocni. Mam w tej kwestii kilka pomysłów, na przykład na przejęcia, ale nie to jest na razie naszym priorytetem. Gdybym teraz wyszedł do inwestorów i zaczynał im obiecywać ekspansję na nowych rynkach, zamiast skupić się na uporządkowaniu spółki, zostałbym przez inwestorów skreślony.