Przed rokiem ta grupa była o kilka punktów procentowych mniejsza. Znaczy to, że na bieżąco decydujemy, jak związać koniec z końcem, zamiast próbować gospodarować posiadanym strumieniem dochodów według wcześniej założonego planu. Najwyraźniej kryzys powoduje, że w ogóle boimy się planować, czasy są tak niepewne, każdy plan może okazać się bezwartościowy.
Takie wnioski płyną z przeprowadzonego w grudniu 2012 r. badania PBC zleconego przez Deutsche Bank. Wynika z niego, że o finansowych działaniach grupy pozostałych 40 proc. także w dużej mierze decyduje strach przed czarną godziną. Jeszcze przed rokiem, w identycznym badaniu, chęć założenia lokaty terminowej deklarowało 17 proc. ankietowanych, obecnie grupa ta urosła do 31 proc. Zdajemy sobie sprawę, że nadchodzą ciężkie czasy i próbujemy jakoś się do nich przygotować. Lokata bankowa wydaje nam się formą najbardziej właściwą. Trudno wprawdzie na niej zarobić, ale jednocześnie sprawia wrażenie najbardziej bezpiecznej. Zaciskanie pasa rozpoczęliśmy już wcześniej. Na progu 2012 r. mieliśmy w bankach 467,8 mld zł oszczędności, obecnie suma ta wzrosła do 505,9 mld zł. Z tego, według NBP, aż 277,4 mld zł to właśnie lokaty terminowe. To trzecia najbardziej popularna forma oszczędzania. Numerem jeden, mimo spadających cen, jest zakup nieruchomości. Na drugiej pozycji nieustająco lokuje się złoto. Ciągle uważamy, że zyski z zakupu mieszkania i złota okażą się w przyszłości największe.
Najwyraźniej jednak tej czarnej godziny spodziewamy się już teraz i boimy się jej bardziej niż głodowej emerytury w dalszej przyszłości. Wiemy, że będzie chuda, a mimo to nie zamierzamy oszczędzać na starość. Przed rokiem deklaracje odkładania na ten okres życia składało 10 proc. Polaków, obecnie jest ich jeszcze mniej, zaledwie 6 proc. Chociaż więc indywidualne konta emerytalne istnieją od lat, na tę formę oszczędzania zdecydowało się zaledwie 801 tys. osób. Popularność IKZE (indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego) jest jeszcze mniejsza, mimo dość atrakcyjnych ulg założyło je zaledwie 12 tys. osób. Niechęci do interesowania się własną przyszłością emerytalną nie da się wytłumaczyć jedynie brakiem pieniędzy. Coraz więcej Polaków nie wybiera nawet OFE (otwartych funduszy emerytalnych), które są obowiązkowe, więc i tak płynie na nie część naszej składki. Już ponad połowa osób, która powinna zdecydować się na udział w jakimś funduszu, nie dopełnia tego obowiązku i jest przydzielana do poszczególnych OFE w wyniku losowania. Regułą jest też, że nie sprawdzamy stanu swego emerytalnego konta. Aż 47 proc. posiadaczy konta w jednym z OFE nie ma pojęcia, ile pieniędzy na nim zgromadziło i nigdy nie próbowało tego sprawdzić. O tym więc, by do większej efektywności inwestowania zmusili OFE jego członkowie, raczej na razie nie ma co marzyć.
Więcej staramy się odłożyć, spadła też nasza gotowość do zadłużania się. Zaledwie 5 proc. ankietowanych zamierza w 2013 r. zaciągnąć kredyt, rok wcześniej taką gotowość deklarowało jeszcze 7 proc. O wiele rzadziej (także z powodu zaostrzonych kryteriów przyznawania) decydujemy się na kredyty hipoteczne, zakładające na szyję finansową pętlę przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Mniej boimy się kredytów konsumpcyjnych. Najczęściej jesteśmy skłonni zadłużyć się w przypadku remontu mieszkania (16 proc. badanych). 8 proc. wzięłoby pożyczkę gotówkową, gdyby nagła awaria AGD zmusiła ich do zakupu nowego.
Reklama
Gdyby nagle w naszym domowym budżecie pojawiło się niespodziewane 5 tys. zł, aż 13 proc. ankietowanych tę gotówkę ekstra przeznaczyłoby na spłatę rat kredytów. W identycznym badaniu PBC rok wcześniej taką gotowość deklarowało zaledwie 6 proc. badanych. To ci, którzy w pętlę zadłużenia wpadli wcześniej i teraz jak najszybciej chcieliby się długów pozbyć. Niezadłużeni natychmiast wydaliby te pieniądze na bieżące wydatki lub zafundowali sobie wakacje.
Kryzys zmusza nas do zaciskania pasa. Na wypadek nagłego pogorszenia sytuacji finansowej rodziny, jeśli któryś z jej członków straci pracę. Lub do odkładania na edukację dzieci, co jest pierwszym celem oszczędzających. Kryzys też zwiększył nasze obawy przed inwestowaniem na giełdzie. Nad niepewną perspektywę większych zysków stanowczo przedkładamy poczucie, że nasze pieniądze ulokowane są bezpiecznie. To dla banków dobra informacja, nie muszą się ścigać w jak najlepszym oprocentowaniu lokat.
ikona lupy />
Joanna Solska, publicystka ekonomiczna, tygodnik „Polityka” / DGP