Adam Smith mawiał, że państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli.
Dzisiejsi politycy – to nie tylko polska specjalność – twórczo rozwinęli złotą myśl jednego z najważniejszych ideologów liberalizmu. I doszli do wniosku, że państwo będzie tym bogatsze, im więcej pieniędzy obywatelom ukradnie. Czy zrobi to pod populistycznym pozorem konieczności obciążenia ekstra podatkiem krezusów – patrz na absurdalny, typowo polityczny pomysł prezydenta Francji nałożenia na najzamożniejszych 75-proc. daniny (chyba po to, aby ukarać ich za przedsiębiorczość, obrotność i pracowitość), czy obłowi się na stawianych w krzakach fotoradarach, różnica jest w sumie niewielka. I tu, i tu chodzi przede wszystkim o to, aby zwykłego, zwykle niezbyt zamożnego człowieka zwyczajnie zgolić finansowo do gołej skóry. I prezydent Hollande, i minister Rostowski wyliczyli nawet, jakie wpływy takie golenie im przyniesie. Obydwaj zapewne dumni są z tego, że naszymi pieniędzmi będą zasypywać budżetowe dziury stworzone przez sobie podobnych politycznych specjalistów od psucia wszystkiego, co tylko popsuć można. I golą w najlepsze.
Nie powinna nas zatem dziwić obecna polityka polskiego rządu, który zagarnia, co tylko się da. Tym razem padło na fotoradary. Samorządy, bezczelnie polujące na kierowców i zbierające na tym obfite żniwo, nie będą już tak mocno zasilane łatwym groszem od kierowców. Teraz kolejne prawo do szperania w naszych kieszeniach załatwia sobie rząd. Nie wystarcza mu już gigantyczny koszt pracy, mało mu restrykcyjnych kontroli skarbowych paraliżujących pracę przedsiębiorców, aby ich na czymkolwiek przyłapać, nie przejmuje się niedotrzymanymi obietnicami niskiego podatku liniowego, mało mu podwyżki VAT. Brawo, panowie ministrowie! Następne wybory wcale nie tak daleko.