To podwójnie historyczne wybory. Po pierwsze nigdy w historii Czech i Czechosłowacji głowa państwa nie była wybierana powszechnie. Po drugie do historii odchodzą eurosceptyczne Czechy Klausa. Praga nie będzie już mniejszym Londynem.
O pięć lat na Hradczanach ubiega się dziewięcioro kandydatów, ale na wejście do drugiej tury ma szansę jedynie dwóch byłych premierów, z których każdy – zgodnie z najnowszym badaniem PPM Factum – może liczyć na ponad 20 proc. głosów. Jeden to ikona czeskiej socjaldemokracji Milosz Zeman. Drugi – niezależny ekonomista Jan Fischer, który w latach 2009–2010 zdobył popularność jako premier rządu technicznego, co nawiasem mówiąc, jest jednym z niewielu przykładów powodzenia tego typu gabinetów w ostatnich latach. Miarą znużenia Czechów skłóconą wewnętrznie Obywatelską Partią Demokratyczną (ODS), z której poza Klausem wywodzi się też obecny premier Petr Neczas, jest fakt, że wyłoniony przez nią kandydat Przemysl Sobotka może liczyć na 7-proc. poparcie. Wiceprzewodniczącemu Senatu wystarczy to na zajęcie szóstego miejsca.
Niezależnie, czy w ostatecznym rozrachunku wygra Zeman, czy Fischer, dla Czech będzie to oznaczać zarzucenie eurosceptycyzmu. Klaus był ostatnim szefem państwa członkowskiego UE, który ratyfikował traktat lizboński. Podobnie jak Brytyjczycy nie dopuścił do przyjęcia przez Pragę paktu fiskalnego. Regularnie szokował europejskich zwolenników poprawności politycznej sceptycyzmem wobec polityki klimatycznej. Prawicowe, antykomunistyczne poglądy w zaskakujący sposób potrafił godzić z przychylnością wobec Kremla, np. podczas wojny o Osetię Płd. czy rosyjsko-ukraińskich sporów gazowych.
Reklama
Po planowanym na 7 marca zaprzysiężeniu nowego prezydenta Czechy rozpuszczą się w głównym nurcie europejskiej polityki. Wcześniej czy później Praga przyjmie pakt fiskalny, co sugerował niedawno w rozmowie z DGP socjaldemokratyczny przewodniczący Senatu Milan Sztech. Jeśli nie teraz, to po planowanych na 2014 r. wyborach parlamentarnych, które mogą zostać zresztą przyspieszone ze względu na niestabilną sytuację wewnątrz koalicji. – Senat przyjął uchwałę wzywającą rząd do podpisania paktu fiskalnego. Ten nie chciał jednak ryzykować konfliktu z prezydentem, który z góry zapowiedział, że o ratyfikacji paktu nie ma mowy. Decyzje podejmowane na szczytach strefy euro któregoś dnia staną się obowiązujące także dla naszych państw, które przyłączą się do unii walutowej. Z drugiej strony wkrótce obecny prezydent nie będzie już prezydentem – tłumaczył nam Sztech.
Czesi traktują pierwsze powszechne wybory prezydenckie z zainteresowaniem, ale bez wielkiego podniecenia. Sondaż PPM Factum wskazuje, że w pierwszej turze do urn zamierza pójść 69,3 proc. obywateli. To o 5–10 pkt proc. więcej, niż wynosiła frekwencja w trzech ostatnich wyborach parlamentarnych, przeprowadzonych w latach 2002–2010. Ale zarazem daleko od trudnego do pobicia rekordu z 1990 r. W pierwszych wolnych wyborach do parlamentu Czechosłowacji głos oddało aż 96,2 proc. uprawnionych.