Mimo sprzeciwu wielu państw członkowskich, w tym Wielkiej Brytanii i Luksemburga, unijni ministrowie finansów zaakceptowali wprowadzenie podatku, który obejmie operacje dotyczące akcji, obligacji, derywatów i innych papierów wartościowych. UE szacuje, że pozwoli to Francji i Niemcom oraz dziewięciu innym krajom na pozyskanie około 47 mld dolarów rocznie.

„Wydarzy się to, co zawsze się dzieje (w takich sytuacjach). Jeśli można realizować transakcje bez takich kosztów, to ludzie się na to zdecydują. Będzie rynek w Singapurze, albo w jakimś innym miejscu” – twierdzi Jim Kean, założyciel firmy doradztwa inwestycyjnego Bayesic Basset Management w Londynie, który zaczął pracę jako trader obligacji w 1986 roku, czyli na rok przed wielką deregulacją rynków finansowych na Wyspach.

Europejski rynek obligacji, który obecnie jest największym forum dla handlu obligacjami korporacyjnymi, zdobył ten status po wprowadzeniu w 1963 roku przez administrację prezydenta Johna F. Kennedy’ego podatku, który miał zniechęcić amerykański biznes do inwestowania w zagraniczne papiery wartościowe. Pomysłodawcom chodziło też o podreperowanie deficytu bilansu płatniczego.

Reklama

Szwedzkie rozczarowanie

Andreas Johnson, ekonomista szwedzkiego banku SEB podkreśla, że głównym celem unijnego planu jest zapewnienie znacznych dochodów. Szacuje się, że na początku przyniesie około 35 mld euro. Wpływy z tego tytułu mają się systematycznie zwiększać, docelowo nawet o 20 mld euro.

Doświadczenie Szwecji z takim podatkiem obowiązującym w latach 1984-1991 – najpierw w stosunku do akcji, a potem obligacji – dowodzi, że jest niezwykle trudno zatrzymać pieniądze w kraju. „Transakcje po prostu przeniosły się za granicę” – mówi Johnson – “Wpływy z podatku były znacznie mniejsze niż się spodziewano”. Obroty na rynku obligacji spadły wtedy o 80 proc., a rynek opcji zupełnie zamarł. W efekcie zebrano tylko 80 mln koron podatku, zamiast spodziewanych 1,5 mld koron – przypomina Johnson.

Z kolei we Francji opodatkowanie handlu akcjami największych firm kraju zredukowało wolumen obrotów tymi papierami o 15 proc. więcej niż spółek wyłączonych z listy – wynika z danych Euronext w Paryżu. Inwestorzy unikali wnoszenia opłat albo kupując specjalne kontrakty na różnicę, czyli derywaty nie objęte podatkiem, albo kupując podobne akcje na innych europejskich rynkach.

„Wątpię czy UE zdoła zgromadzić spodziewane dochody” – mówi Anne Powell, specjalistka w dziedzinie podatków w firmie prawniczej Allen & Overy z Londynu – „Ciekawe jak będzie wyglądać ściąganie podatków i kwestie egzekucyjne. Pojawia się sprawa zmiany ryzyka. Ludzie mogą najzwyczajniej w świecie wynieść ze strefy euro”.