Kryzys finansów publicznych zmusza Francję do szukania oszczędności nawet w fundamentach jej polityki socjalnej, takich jak wsparcie dla macierzyństwa. Prezydent Francois Hollande powołał specjalną komisję, która określi, w jaki sposób ograniczyć wydatki pochłaniające prawie 4 proc. dochodu narodowego kraju (80 mld euro). Wstępnie zakłada się, że ta kwota może zostać zmniejszona o 10 mld rocznie.
Pod topór mają w szczególności trafić dodatki dla rodzin wychowujących dwójkę i więcej dzieci. Z budżetu państwa idzie na nią 13 mld euro rocznie. Zgodnie z zasadami wprowadzonymi jeszcze w 1938 r. do pomocy w identycznej wysokości mają prawo wszystkie rodziny, niezależnie od posiadanego majątku. Wsparcie dla macierzyństwa jest bowiem uważane za zwrot kosztów wychowywania dzieci, które przynoszą korzyść całemu społeczeństwu, a nie dodatkowy dochód. Dziś z tej formy pomocy korzysta 4,7 mln rodzin we Francji.
Teraz ma to się zmienić. Zgodnie z forsowaną przez socjalistyczny rząd koncepcją wsparcie będzie uzależnione od dochodów rodzin, a 20 proc. gospodarstw domowych o największych przychodach w ogóle jej nie otrzyma. Subwencje rodzinne będą także opodatkowane. Dzięki obu tym krokom rząd liczy na oszczędności warte 2,5 mld euro rocznie. Pierwsze poważne cięcia miałyby już nastąpić w przyszłym roku.
Rząd planuje także oszczędności w kolejnym elemencie polityki prorodzinnej – w ulgach podatkowych, które z tytułu utraconych dochodów kosztują państwo 14 mld euro rocznie. Rodzina, która ma dzieci, może dziś otrzymać zwrot od fiskusa dochodzący do 2236 euro rocznie na każde dziecko.
Reklama
Kolejne rozważane cięcia dotyczą wsparcia dla wczesnego dzieciństwa, takich jak zwrot kosztów zatrudnienia niańki oraz odpowiednik polskiego becikowego. Oszczędności mają także dotknąć subwencji na budowę i funkcjonowanie żłobków i przedszkoli oraz ulg w opłatach dla rodzin wielodzietnych, gdy idzie o zwrot opłat za transport, muzea, placówki kulturalne.
Zapowiedź Hollande’a wywołała wczoraj ostry protest ze strony prawicowego UMP. – Francuska polityka prorodzinna jest przedmiotem zazdrości w całej Europie. Zamiast ją osłabiać i wprowadzać dodatkowe obciążenia fiskalne, rząd powinien skoncentrować się na ograniczeniu wydatków państwa – twierdzi nie bez racji opozycja.
Wprowadzana stopniowo od lat 30. XX wieku polityka wsparcia dla macierzyństwa miała powstrzymać negatywne trendy demograficzne w starzejącym się już wówczas społeczeństwie. Chodziło w szczególności o to, aby ludność Francji nie pozostawała zbytnio w tyle w stosunku do Niemiec.
Dzięki szerokiemu wsparciu państwa Francuzki decydujące się na dzieci nie muszą rezygnować z kariery zawodowej, jak to się często dzieje za Renem. W efekcie o ile na przeciętną kobietę w Niemczech – a także w Polsce – przypada 1,3 dziecka, o tyle we Francji jest to 2,0.
Francja nie ma jednak wyboru: musi szukać cięć wszędzie, byle uratować finanse państwa. Wczoraj sam prezydent przyznał, że francuska gospodarka nie będzie się w tym roku rozwijała w tempie 0,8 proc., jak to zakładano w ustawie budżetowej. A to oznacza spadek dochodów podatkowych i uniemożliwia ograniczenie deficytu budżetowego do 3 proc., jak to Paryż obiecał Brukseli. Zgodnie z paktem fiskalnym, który wszedł w życie na początku tego roku, jeśli Francja nie dotrzyma słowa, powinna zostać ukarana w wysokości odpowiadającej 0,1 proc. jej PKB (około 2 mld euro) za każdy rok utrzymywania nadmiernego deficytu budżetowego.
780 tys. dzieci urodziło się w 2012 r. we Francji, kraju mającym 66 mln mieszkańców
660 tys. dzieci urodziło się w 2012 r. w Niemczech, kraju zamieszkanym przez 82 mln ludzi
80 mld euro Francja wydaje rocznie na wsparcie macierzyństwa
20 proc. rodzin nie otrzyma pomocy, a zasiłki będą opodatkowane