Bruksela proponuje wprowadzić zmiany w unijnym systemie uznawania kwalifikacji zawodowych pracowników medycznych. Zdaniem KE zaświadczenie dostarczone przez samych lekarzy chcących pracować za granicą to za mało, by uznać dyplom za wiarygodny. Powinna powstać ogólnoeuropejska baza informacyjna, gdzie każdy zainteresowany mógłby sprawdzić historię zawodową lekarza.
>>> Czytaj też: Ile zarabia lekarz w Polsce?
Konieczność utworzenia takiego systemu to efekt rosnącej mobilności lekarzy w Europie. W ubiegłym roku do innego państwa unijnego za pracą wyjechało blisko 44 tys. lekarzy. Obecnie pracownicy medyczni to druga pod względem liczebności migrująca grupa zawodowa w Europie. Jak wskazują ostatnie szacunki OECD, odsetek zagranicznych lekarzy największy jest w Wielkiej Brytanii (ok. 30 proc. wszystkich specjalistów). W Niemczech i we Francji wskaźnik ten wynosi 5 proc. W Polsce obcokrajowcy to zaledwie 0,6 proc. lekarzy.
Wraz z migracją lekarzy rośnie też liczba afer medycznych, które wstrząsają europejską opinią publiczną. Na początku roku w Niemczech głośno się zrobiło o holenderskim neuropatologu, który choć nie miał uprawnień lekarskich, przez lata przyjmował pacjentów w kilku niemieckich placówkach zdrowia. Ernst Jansen Steur sam zrzekł się praw do wykonywania zawodu w 2006 r. po tym, jak w wyniku jego niekompetencji życie straciło kilka osób. W latach 1998–2003 źle zdiagnozował wielu pacjentów z poważnymi chorobami. Doprowadziło to do śmierci dziewięciu z nich, z czego jedna osoba popełniła samobójstwo w wyniku błędnego zdiagnozowania u niej alzheimera. Ponadto holenderskie media przypisują Steurowi uzależnienie od narkotyków. Nie przeszkodziło to jednak lekarzowi znaleźć zatrudnienie w szpitalu w niemieckim Heilbronnie. Lokalne placówki nie zostały ostrzeżone przed samozwańczym neurologiem, ponieważ nie wiadomo było, do której z 16 jednostek organizacyjnych w Niemczech należało wysłać dane w tej sprawie – tłumaczą się Holendrzy.
Reklama
To niejedyny taki przypadek. Podobna afera wybuchła niedawno w Finlandii, gdzie lekarz Esa Laiho przez dekadę leczył pacjentów, nie mając do tego żadnych uprawnień. Dyplom, który Laiho rzekomo uzyskał w Rosji, okazał się fałszywką. Ten przypadek skłonił tamtejszy urząd nadzorujący prawa pacjentów (Valvira) do sprawdzenia papierów wszystkich 800 zagranicznych lekarzy pracujących w Finlandii. Weryfikacja jednej trzeciej z nich utknęła w miejscu. Zagraniczne uczelnie, gdzie lekarze rzekomo uzyskali dyplomy, nie odpowiedziały na zapytanie wysłane przez Valvirę.
– Podobne przypadki świadczą o tym, że Europie potrzebny jest odpowiedni system wymiany informacji ws. uprawnień lekarzy – tłumaczy w rozmowie z DGP Tomasz Szelągowski z Federacji Pacjentów Polskich. Przeszkodą może okazać się jednak kwestia ochrony danych osobowych. Kraje, w których obowiązuje wysoki standard ochrony praw pacjenta, jak Wielka Brytania czy Irlandia, gdzie już istnieją podobne systemy ostrzegawcze, opowiadają się za większą transparentnością.
– Jednak są kraje szczególnie przewrażliwione, jeżeli chodzi o ochronę danych osobowych, jak Niemcy czy Francja – wyjaśnia Kaisa Immonen-Charalambous z Europejskiego Forum Pacjentów. – Wiele organizacji pozarządowych, w tym my, domaga się zwiększenia transparentności, gdy chodzi o zdrowie i życie ludzi – dodaje.