W dziesięć lat po zainicjowaniu przez Gerharda Schroedera reform socjalnych i rynku pracy, które zdaniem ekonomistów ożywiły niemiecką gospodarkę, partia socjaldemokratyczna SPD najwyraźniej jest w odwrocie, a Angela Merkel, jego następczyni na stanowisku kanclerza, nie czyni dostatecznie dużo, aby żar reform nie przygasł – pisze agencja Bloomberg.

Brak bodźców do radykalnych zmian

“Po prostu nie mamy teraz w Niemczech takich problemów, które zmuszałyby nas do forsowania programu reform” – mówi Jan Techau, dyrektor brukselskiego centrum Carnegie Endowment, amerykańskiego think-tanku. W sytuacji, gdy gospodarka wyprzedza dokonania strefy euro co roku od 2010 r., a bezrobocie znajduje się na najniższym poziomie od prawie 20 lat, „każdy w Niemczech odczuwa samozadowolenie i chce, aby inni wykonywali brudną robotę” – dodaje Techau.

Program zwany Agendą 2010 nabiera znowu znaczenia, kiedy Chrześcijańscy Demokraci pani Merkel i SDP pogrążyli się w sporach nad ekonomiczną spuścizną Schroedera przed zaplanowanymi na 22 września wyborami do Bundestagu.

Reklama

>>> Czytaj też: Agenda 2010: niemiecki cud na rynku pracy?

“Reformy były kosztowne, ale ostatecznie się opłaciły i powinny stać się pozytywnym przykładem dla niektórych krajów peryferyjnych” – oświadcza prezes Bundesbanku Jens Wiedmann.

Coś jednak zastygło

Z powodu kryzysu w strefie euro obowiązek realizacji reform przechodzi na południe Europy. Ale od 2009 roku jednostkowy koszt pracy w Niemczech wzrósł ponad 3 proc., podczas gdy w Hiszpanii spadł prawie o 7 proc. Także wydajność w Niemczech nie dotrzymuje kroku wzrostowi wynagrodzeń, kurcząc się o 0,2 proc. w 2012 roku, a prognozy na 2013 rok mówią o wzroście tylko o 0,5 proc. Tymczasem w zeszłym roku niemieckie związki zawodowe wywalczyły wzrost płac o prawie 6,5 proc.

Agenda 2010 była sukcesem ponieważ przywróciła stracone wcześniej miejsca pracy” – podkreśla Reiner Haseloff, chadecki premier landu Saksonii-Anhaltu, gdzie doszło w 2005 roku do gwałtownych protestów ulicznych przeciwko rządom Schroedera – „Oceniając dzisiaj te reformy, SPD jest niemal zawstydzona”.

Ekonomiści i Merkel chwalą reformy Schroedera, gdyż dały Niemcom niezbędny impuls dla gospodarczego odrodzenia. Nowe reguły uwolniły rynek pracy tymczasowej, ułatwiły zwolnienia i stworzyły podstawy dla nisko opłacanych stanowisk pracy. Zasiłki dla bezrobotnych zostały ograniczone tylko do starszych pracowników, a ich beneficjenci byli nakłaniani do powrotu do pracy w zamian za opiekę społeczną.

>>> Czytaj też: Kryzys gospodarczy: Polska w grupie najmniej stabilnych finansowo państw

„Nie jestem Mojżeszem”

Merkel nie tak dawno radziła krajom strefy euro pójście w ślady niemieckich reform, po zjednoczenia kraju i według Agendy 2010. Ale mimo tych wszystkich zysków w Niemczech istnieją „realne problemy”, które wymagają rozwiązania, w tym dotyczące systemu opieki społecznej, który „nie przetrwa w najbliższym czasie, jeśli nie zostanie przebudowany” – podkreśla Techau z brukselskiego centrum Carnegie Endowment.

Jeszcze dalej poszedł Joerg Asmussen, przedstawiciel Niemiec w radzie Europejskiego Banku Centralnego, który w przemówieniu na początku grudnia zaznaczył, że bez dalszych reform „w ciągu pięciu lat Niemcy znowu zasłużą na tytuł „chorego człowieka Europy”.

Chociaż sondaże opinii publicznej wskazują, że Niemcom podoba się kiedy Merkel wzywa Europę do przeprowadzenia reform, w niemieckim elektoracie nadal pokutuje negatywna opinia na temat Agendy 2010.

Występując ostatnio przed deputowanymi z SPD były kanclerz Schroeder przyznał, że potknięcia w jego programie reform były nieuniknione. „Zawsze mówiłem, że Agenda 2010 nie jest tablicą Dziesięciu Przykazań, a ja nie jestem Mojżeszem”.

>>> Czytaj też: Praca w Niemczech: jest popyt na polskich inżynierów