Sieci marketów, kojarzące się głównie z artykułami spożywczymi i chemicznymi, sprzedają tekstylia już za ponad 2 mld zł rocznie. Daje im to ok. 7 proc. udziałów w całym polskim rynku odzieżowo-obuwniczym. W największym stopniu jest to zasługą Tesco.
– Sprzedaż odzieży pod naszą flagową marką F&F rośnie w tempie dwucyfrowym. Dziś jej udział w obrotach poszczególnych marketów sięga 7–8 proc. – mówi Ryszard Tomaszewski, prezes Tesco Polska.
Cały dział tekstyliów, jak wynika z ustaleń DGP, odpowiada w Tesco za ponad 10 proc. obrotów, które przekraczają ponad 12 mld zł.

>>> Czytaj też: Tesco traci klientów na całym świecie, również w Polsce

Reklama
– Zdecydowaliśmy się w związku z tym rozbudować w naszych hipermarketach działy odzieżowe, a dokładnie przekształcić je w butiki o powierzchni ponad 1 tys. mkw. – deklaruje Ryszard Tomaszewski.
Tekstylia są coraz lepszym źródłem zarobku również dla sieci E.Leclerc. Odpowiadają w niej za 5 proc. obrotów, które w 2012 r. sięgnęły 2,77 mld zł.
– W kategorii non-food ich udział stanowi 25 proc. W ubiegłym roku to jednak nie odzież, ale lecz obuwie zanotowało największą dynamikę wzrostu w naszych sklepach. Wyniosła ona 7,5 proc. – podkreśla Krzysztof Gajewski reprezentujący E.Leclerc.
Inne sieci skrzętnie ukrywają, ile zarabiają na tekstyliach oraz jak ważna jest to dla nich już kategoria. Z naszych wyliczeń wynika jednak, że ich obroty w tej kategorii kształtują się średnio na poziomie 100–150 mln zł.
Według ekspertów ten rok powinien przynieść dalsze umocnienie się sieci hipermarketów na tym rynku. Przede wszystkim dlatego, że coraz więcej z nich w regularnej sprzedaży ma tekstylia. Odzież i obuwie mają już Lidl czy Biedronka. Pierwsza z sieci co tydzień oferuje nowe kolekcje. Na tej podstawie można oszacować, że w skali roku sprzedaje ponad 4 mln sztuk bluzek, sukienek czy spodni.
Polacy coraz chętniej kupują w marketach ubrania, bo są tanie, a ich jakość znacząco się poprawiła w ciągu ostatnich kilku lat. Do tego stopnia, że znaleźć w nich można produkty takich marek jak Adidas, Reebok czy Kappa, które są sprzedawane także przez salony firmowe. Z tą jednak różnicą, że w sieciach super- i hipermarketów są tańsze nawet o 20 proc.
– Ostatnio wzbogaciliśmy naszą ofertę o artykuły ze 100-proc. bawełny pochodzącej wyłącznie z upraw ekologicznych – wyjaśnia Krzysztof Gajewski.
O ile rozwój tego segmentu nie jest na rękę producentom markowej odzieży, o tyle cieszy polskie szwalnie i mniejszych wytwórców. Bo oni otrzymują coraz więcej zleceń od marketów, które stawiają głównie na krótkie, czyli stosunkowo niewielkie kolekcje. Kto dokładnie szyje dla marketów, tym sieci się nie chwalą. Z naszych ustaleń wynika, że są to często lokalni wytwórcy, jak Trimaster z Tuchowa, który już od kilku lat dostarcza kapcie do Alma Market. Polskie znane marki wycofały się bowiem ze współpracy z sieciami, po tym jak postawiły na własny brand.
– Kupujemy zarówno od polskich producentów, jak i dostawców z zagranicy. Szczególnie dużo polskich dostawców mamy w dziale dziecięcym i niemowlęcym – potwierdza Gajewski.
Nadal jednak polska odzież stanowi mniejszość oferty marketów. Dominują ubrania i buty produkowane w Chinach, Turcji czy Indiach, na zlecenie i pod dyktando dyrektorów kreatywnych poszczególnych sieci.