Jednak kraj nad Balatonem jest w tej kategorii lepszy i może być wzorem z Sevres, jak nie należy ograniczać etatów w administracji. Gdy w 2010 r. Viktor Orban wygrał wybory, zapowiadał odchudzenie urzędów. Zaczął od ograniczenia liczby resortów do ośmiu (w Polsce jest 18 ministerstw). W rezultacie więcej pracy musieli wziąć na siebie wiceministrowie, których na Węgrzech jest pół setki.

Budapeszt jest też liderem Europy pod względem wzrostu liczby urzędników. Od początku 2008 r. ich kadry zwiększyły się o 18,6 proc. Polska zajęła czwarte miejsce na 28 państw z 10,8-proc. wzrostem biurokracji.

W tym samym czasie – jak twierdzi Eurostat – Łotysze zredukowali biurokrację o 32,4 proc., Chorwaci – o 20,4 proc., Brytyjczycy – o 13,2 proc. Ryga musiała drastycznie ciąć etaty ze względu na krach gospodarczy w 2009 r., gdy łotewski PKB skurczył się o 17 proc. Zastanawiano się nawet nad likwidacją MSW i podporządkowaniem policji bezpośrednio premierowi. W 2008 r. Łotwa znajdowała się na 5. miejscu w UE pod względem odsetka osób zatrudnionych w urzędach. Dziś zajmuje 14. miejsce.

>>> Czytaj też: Bez biurokracji nie byłoby państwa

Reklama

Polska skoczyła w tym czasie z 17. na 12. miejsce, a odsetek pracujących w administracji wzrósł z 6,2 proc. do 6,8 proc. ogółu zatrudnionych. Eurostat bierze przy tym pod uwagę szeroką definicję urzędnika, obejmującą także żołnierzy zawodowych i pracowników sektora obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. – Powinniśmy iść w ślady Łotwy, zwolnić 30 proc. biurokratów – mówił w wiosennym wywiadzie dla „Foreign Affairs” Radosław Sikorski. Jego słowa dalekie są od praktyki. Kierowane przez niego MSZ zatrudnia siedmiu wiceministrów, to drugi wynik w polskim rządzie.

Urzędnicy to ocean, to dżungla. Byłem za słaby. Staram się limitować najbliższą okolicę przez zamrożenie płac i etatów. Ale porażka jest bezdyskusyjna. Nie dałem rady – mówił Donald Tusk w TVN 24 kilka miesięcy przed wyborami 2011 r. W drugiej kadencji sytuacja nieco się poprawiła. Według Eurostatu liczba zatrudnionych w urzędach spadła od 2011 r. o 7,8 tys. osób, czyli o 0,7 proc. – Liczebność administracji jest funkcją istniejącego prawa i przeregulowania gospodarki. Jeśli tworzy się ustawy, które mnożą kompetencje urzędów, trudno się dziwić, że liczba urzędników rośnie – komentuje w rozmowie z DGP Janusz Steinhoff.

– Spośród 80 tys. (tylu urzędników przybyło według polskich statystyk, odkąd rząd ogłosił plany cięć w administracji, według stanu na wiosnę 2011 r. – red.) połowa to ludzie zatrudniani przez samorządy. Na to nie mam wpływu – mówił premier Tusk przed dwoma laty. Jednak wiceministrów powołuje właśnie szef rządu na wniosek odpowiedniego ministra. Premier nie ma obowiązku przychylać się do podobnych wniosków. Jest jednak tajemnicą poliszynela, że w wielu przypadkach chodzi o decyzję czysto polityczną, choćby w ramach rozgrywek wewnątrzkoalicyjnych.

W Ministerstwie Finansów dziewiątym wiceministrem została 16 czerwca Dorota Podedworna-Tarnowska, ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej. Najpierw dostała nominację, a dopiero później urzędnicy MF szukali dla niej zakresu obowiązków. I znaleźli: „nadzoruje zadania realizowane przez departament rachunkowości, komitet standardów rachunkowości oraz komisję nadzoru audytowego. Ponadto odpowiedzialna jest za zarządzanie kryzysowe w resorcie finansów” – czytamy na stronie ministerstwa. Nominacja Podedwornej-Tarnowskiej to efekt wielomiesięcznej walki PSL o to, by minister Rostowski zrealizował umowę koalicyjną i dopuścił do resortu nominata ludowców.

– Należy ograniczać zwłaszcza liczbę podsekretarzy stanu, ale trzeba robić to z głową, w zależności od obciążenia pracą i kompetencji poszczególnych ministerstw. Nie powinno być mowy o mechanicznym ograniczaniu kadr np. o 10 proc. Przypadek każdego ministerstwa jest indywidualny – konkluduje Janusz Steinhoff. Co więcej, zastąpienie wiceministrów dyrektorami departamentów mogłoby się okazać finansowym strzałem w stopę. Podsekretarz stanu zarabia obecnie 7,7 tys. zł (plus dodatek funkcyjny). Średnie wynagrodzenie dyrektora departamentu to 12,9 tys. zł.

>>> Polecamy: Większość żołnierzy polskiej armii pracuje za biurkiem

ikona lupy />
Premier Polski Donald Tusk oraz premier Węgier Viktor Orban podczas konferencji prasowej w czasie polskiej prezydencji w UE. / Bloomberg / John Guillemin