Znajdują się między młotem a kowadłem – zeznają pod przysięgą i przysięgali chronić tajemnice państwowe. Jednak czasem ich kłamstwa prowadzą do śmierci żołnierzy. Takie postępowanie może doprowadzić do erozji podstawy demokracji – rządów prawa.

Ostatni incydent dotyczy zeznań szefa wywiadu – Jamesa Clappera w sprawie podsłuchiwania Amerykanów przez NSA (Agencję Bezpieczeństwa Narodowego). Senacka komisja ds. wywiadu zadała mu pytanie wprost: - Czy NSA zbiera jakiekolwiek dane na temat milionów lub setek milionów Amerykanów? Clapper odpowiedział krótko: - Nie.

Teraz, po niemal czterech miesiącach przyznaje: - Moja odpowiedź była niewątpliwie błędna. Zmienił zeznania dopiero po tym, jak program do zbierania metadanych został ujawniony przez Edwarda Snowdena.

>>> Czytaj również: Edward Snowden złożył prośbę o azyl polityczny w Polsce

Reklama

Clapper podtrzymuje wieloletnią tradycję. Allen Dulles, szef CIA z czasów zimnej wojny, jest dobrym przykładem. W 1947 r. przedstawił Kongresowi wizję dyskretnego i małego wywiadu. – Nie potrzeba licznego personelu – powiedział. Wystarczy kilkuset ludzi, zapewniał. Do stycznia 1951 r. Dulles dowodził tajnymi operacjami na całym świecie jako zastępca szefa wywiadu. Miał pod sobą tysiące oddziałów paramilitarnych, a do swojej dyspozycji budżet, który w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze wynosił 3,5 mld dolarów.

Zamach stanu w Gwatemali

Dulles poszedł na formalne spotkanie do Białego Domu, by złożyć raport prezydentowi Dwightowi Eisenhowerowi na temat zamachu stanu przeprowadzonego przez CIA w Gwatemali w 1954 r. Agencja obaliła prezydenta wybranego w wolnych demokratycznych wyborach i podstawiła swojego pionka – uległego, pro-amerykańskiego pułkownika Carlosa Castillę Armasa. – Ilu ludzi stracił Castillo Armas? – zapytał Eisenhower. – Tylko jednego – usłyszał w odpowiedzi. – Niesamowite – stwierdził prezydent. Tak naprawdę zabito 43 ludzi Armasa.

Dulles nie skorygował tej informacji. Stanowiło to punkt zwrotny. Kłamstwa tuszujące tajne operacje za granicą stanowią teraz część strategii CIA.

- Wielu z nas, którzy wstąpili do CIA, nie czuło się w obowiązku, by przestrzegać wszystkich zasad etyki w czasie działań, jakie podejmowaliśmy jako pracownicy agencji – powiedział Richard Bissell, główny autor strategii inwazji w Zatoce Świń i projektu samolotu szpiegowskiego U-2. Teoretycznie tylko prezydent miał władzę, by zarządzić misję U-2. Jednak to Bissell stał na czele programu i niechętnie składał plany lotów. Nakłaniał Biały Dom, by zaryzykować ostatni lot szpiegowski nad ZSRR, na kilkanaście dni przed konferencją pokojową w Paryżu, na której Eisenhower miał się spotkać z Chruszczowem. Tak jak obawiał się prezydent, U-2 został zestrzelony nad środkową Rosją.

Dulles wymyślił historyjkę, żeby zatuszować skandal: samolot meteorologiczny zaginął w Turcji. Eisenhower był zmuszony się jej trzymać. Potem Moskwa ujawniła, że udało się schwytać pilota – żywego. Konferencja pokojowa została odwołana, prezydent był załamany. Eisenhower wkroczył do Gabinetu Owalnego 9 maja i powiedział głośno: chciałbym złożyć urząd. Gdy był już na emeryturze, stwierdził, że ze wszystkich błędów swojej kadencji najbardziej żałuje kłamstwa o U-2. "Nie zdawałem sobie sprawy, jak wysoką cenę zapłacimy za to kłamstwo.”

Richard Helms, dyrektor CIA w latach 1966-1973, również zapłacił za swoje kłamstwo. Prezydent Richard Nixon mianował go ambasadorem w Iranie. W czasie przesłuchań przed objęciem stanowiska zapytano Helmsa, pod przysięgą, o obalenie prezydenta Chile Salvadora Allende. - Czy CIA miała z tym coś wspólnego? Helmes zaprzeczył. Ostatecznie stanął przed sądem federalnym pod zarzutem okłamania Kongresu.

>>> Polecamy: USA szpiegują Europę. Co w tym dziwnego?

Tragikomedia

William Casey, dyrektor CIA w latach 1981-1987, został uznany „winnym obrazy Kongresu od dnia swojego zaprzysiężenia” – powiedział jego zastępca Robert Gates, który został potem szefem agencji i sekretarzem obrony.

Admirał Bobby Ray Inman został dyrektorem NSA, gdy prezydent Ronald Reagan mianował go numerem 2. Caseya. Złożył rezygnację po 15 miesiącach, uzasadniając ją następująco:

- Przyłapałem go na tym, że mnie okłamywał w kilku sprawach. Skłonność do oszustwa przenosiła się na coraz niższe poziomy. Doprowadziło to właściwie do tragikomedii, gdy Biały Dom i CIA sprzedały broń Irańskiej Straży Rewolucyjnej, a zysku użyto do finansowania kontrrewolucjonistów w Ameryce Środkowej.

George Tenet, dyrektor CIA w latach 1997-2004, powiedział senackiej komisji ds. wywiadu 17 września 2002 r.: - Irak zapewniał Al-Kaidzie różne rodzaje szkoleń: z walki, budowy bomb, a także broni chemicznej, biologicznej, radiologicznej i nuklearnej. Opierał swoje twierdzenia na zeznaniach płotki w świecie dżihadu. Był to człowiek, którego pobito, potem wsadzono do klatki o powierzchni pół metra kwadratowego na 17 godzin i zagrożono wielodniowymi torturami.
Więzień wycofał swoje zeznania, gdy odwołano groźbę tortur. Tenet nie skorygował podanych Senatowi informacji.

7 października 2002 r. prezydent George W. Bush podkolorował niepewne dane CIA i powiedział, że Irak „posiada i produkuje broń chemiczną i biologiczną”. Potem ostrzegł, że „Irak może w każdym momencie zdecydować o dostarczeniu broni biologicznej lub chemicznej organizacji terrorystycznej lub pojedynczym terrorystom”.

Kilka dni wcześniej zastępca Teneta - John McLaughlin, powiedział coś wręcz przeciwnego w swoich zeznaniach przed senacką komisją ds. wywiadu. Na rozkaz Białego Domu Tenet opublikował oświadczenie: „Nasz pogląd na rosnące zagrożenie ze strony Saddama nie stoi w sprzeczności z poglądem wyrażonym przez prezydenta”.

To nie była prawda. Prawie cztery lata później i po śmierci ponad 3 tys. Amerykanów Tenet zeznał, że postąpił źle.

>>> Czytaj również: Jak działa NSA - najtajniejsza agencja w Ameryce?