Posłowie w Polsce doprawdy mają znacznie przesadne wyobrażenia na temat samych siebie (nie wszyscy). Przed kilkoma miesiącami, o czym już pisałem, mieliśmy festiwal poselskich sumień. Sumienie niektórych posłów zmuszało do zajmowania twardego stanowiska w sprawach in vitro czy związków partnerskich. Posłowie zapomnieli, że wybraliśmy ich jako naszych przedstawicieli, a nie przedstawicieli ich sumień, których zawartość kompletnie nas nie obchodzi. Ostatnio zaś coraz częściej posłowie występują jako eksperci, fachowcy i znawcy faktów ze wszystkich możliwych dziedzin.

Oto posłanka w rozmowie z lekarzem, ekspertem rzeczywistym, wywodzi, że młodzież dojrzewa seksualnie w wieku 16 lat, a wcześniejsze mówienie jej w domu czy w szkole o tych kwestiach to, cytuję, „technokratyczne podejście do seksualności”. Po pierwsze, skąd ona wie, że w wieku akurat 16 lat, a po drugie nie jestem w stanie pojąć, o co jej chodzi z tym „technokratyzmem”. Następnego dnia czytam w jednej z gazet wypowiedź posła, który powiada: „Do innowacji dochodzi tylko w naukach ścisłych”. Przecież to jest nie tylko nieprawda, to jest zwyczajny nonsens, co każdy z nas wie, więc nawet argumentować nie warto.

Rzecz jednak nie w ludzkiej głupocie, bo to zjawisko nienowe i dobrze znane, lecz w śmiałości formułowania sądów orzekających, czyli stwierdzających fakty, bez dostatecznej wiedzy i wykształcenia. Przecież cały niebywały rozwój ludzkiej wiedzy prowadzi nas do odkrywania nowych terytoriów, ale równocześnie do pogłębiania świadomości, jak mało wiemy. Niepewność w zakresie faktów stanowi o rozwoju wszystkich dziedzin nauki i ten, który wie na pewno, zawsze jest co najmniej podejrzany. Dlatego przy wszystkich wspaniałych osiągnięciach oświeceniowa pewność co do tego, że jak się usunie przeszkody, umysł ludzki będzie czynił nieustające postępy, jest dzisiaj uważana za intelektualną dziecinadę.

Każda redakcja ma takich nieproszonych autorów, którzy przysyłają eseje lub całe książki, prezentując ostateczne rozwiązanie sprawy energii, pochodzenia człowieka lub natury kosmosu. Tacy autorzy, z szacunkiem do nich jako ludzi, są traktowani jak wariaci. Tyle że się im uprzejmie odpisuje, że nie skorzystamy, a przy nadmiernej liczbie takich dzieł nie odpisuje się w ogóle. Są to przecież mili szaleńcy, którzy w imię wiary w odkrycie tajemnicy i poznanie prawdziwych faktów gotowi są poświęcić swój czas, ba, czasem niemal całe życie.

Reklama

Czymże różnią się od nich cytowani posłowie i wielu innych, o których zmilczę? Niczym. A nawet jest z nimi gorzej, gdyż nie są prywatnymi poczciwymi maniakami, którzy nikomu nie szkodzą, lecz reprezentantami narodu i z tego tytułu dysponują (prawda, że nieprzesadnym obecnie) autorytetem, co może spowodować, że jeszcze ktoś, nie daj Boże, uwierzy ich stanowczym poglądom na temat stanu rzeczy.

Naturalnie, dopuszczalne są wypowiedzi osobiste skonstruowane na zasadzie: „Ja myślę, że...”, chociaż także nie jest dla nas szczególnie interesujące, co dany poseł myśli. Jego zadaniem jest bowiem, pora przypomnieć, troska o interes publiczny i doprowadzanie do ustaw, które służą temu interesowi. Jest to bardzo trudne i wymaga nie tylko sprawności intelektualnej, lecz także bezinteresowności i politycznej wyobraźni. Jednak wiedza dotycząca faktów jest przydatna tylko w ograniczonym zakresie, a mianowicie wtedy, kiedy dotyczy dyskutowanej właśnie ustawy i wiedzy tej nie posiadają posłowie, lecz eksperci. Posłowie powinni zaś mieć wyobraźnię i wyczucie polityczne, czy podsuwane przez ekspertów rozwiązania służą interesowi publicznemu.

Posłów zatem, wiem, że to nieco idealistyczny pogląd, ale innego nie ma, wybieramy dlatego, że bezinteresownie reprezentują nasze interesy, i to wszystkie jednocześnie.

Na pewno zaś nie wybieramy ich dlatego, że dysponują wiedzą na temat faktów ze wszystkich możliwych dziedzin. Więc – jak nie wiedzą – niech lepiej milczą.