W najbliższy czwartek na nadzwyczajnym posiedzeniu brytyjski parlament będzie decydował, czy Wielka Brytania wzięłaby udział w takiej akcji.

Minister spraw zagranicznych w lewicowym gabinecie cieni powiedział dziś w BBC, że rząd „nie może oczekiwać, iż opozycja i reszta posłów poprą go bez zastrzeżeń”. Dodał, że gabinet Davida Camerona musi przedstawić dowody i uzasadnienie ewentualnej akcji, po czym odpowiedni wniosek poddać głosowaniu.

Tymczasem - jak zauważyl w rozmowie z Polskim Radiem Paweł Świdlicki z londyńskiego think-tanku Open Europe - Cameron musi też zmagać się z oporem ze strony części deputowanych z własnego stronnictwa oraz koalicjanta - Partii Liberalnych Demokratów.

Teoretycznie rząd nie potrzebuje zgody parlamentu na interwencję. Ewentualne "nie" byłoby symboliczne, ale wielowiekowa brytyjska tradycja demokratyczna sprawia, że byłby to ciężko zignorować. To dlatego Paweł Świdlicki podkreśla, że trudno mu sobie wyobrazić, by rząd wziął udział w ewentualnej interwencji bez zgody Izby Gmin.

Reklama