W obawie przed masowymi protestami władze Francji zrezygnowały z podniesienia wieku emerytalnego powyżej obecnego poziomu 62 lat. Nie oznacza to jednak, że Francuzi nie będą musieli pracować dłużej na dotychczasowe emerytury.
Będzie to możliwe dzięki temu, że w nowej propozycji reformy rząd, zamiast podnosić wiek emerytalny, proponuje wydłużenie czasu pracy niezbędnego do uzyskania pełnej emerytury. Do 2035 r. będzie on stopniowo prolongowany do 43 lat, czyli w sumie o 30 miesięcy. W ten sposób Paryż próbuje załatać dziurę w systemie emerytalnym, która do 2020 r. ma przekroczyć 20 mld euro. W tym celu nieznacznie także zostaną podniesione składki emerytalne. Wzrosną one z obecnych 7,5 proc. o 0,3 pkt proc. w ciągu najbliższych trzech lat.
W efekcie pracownik z minimalną płacą będzie dodatkowo odprowadzał na tamtejszy fundusz emerytalny 4,5 euro miesięcznie. To propozycja kompromisowa, którą najpewniej będą w stanie zaakceptować wpływowe syndykaty. Pierwsze kilka dni negocjacji nad reformą szef centrali związkowej CFDT Laurent Berger określił jako pozytywne. Projekt ustawy ma trafić pod obrady parlamentu w październiku. To dobra wiadomość dla rządu, który obawia się powtórki sytuacji sprzed trzech lat. Doszło wówczas do masowych demonstracji, po tym jak prezydent Nicolas Sarkozy przeforsował podniesienie wieku emerytalnego z ówczesnych 60 do 62 lat.
Nowe propozycje mogą się jednak spotkać z dezaprobatą Brukseli, która nalegała na bardziej radykalne propozycje, by uniknąć konieczności podwyższenia podatków, a co za tym idzie spowolnienia wzrostu PKB. Choć premier Jean-Marc Ayrault twierdzi, że zmiany mają przynieść dodatkowe 7 mld euro rocznie, zwiększenie obciążeń fiskalnych może się okazać koniecznością, by zasypać deficyt. Tymczasem już dziś Francuzi oddają fiskusowi równowartość 46,5 proc. PKB, najwięcej w UE.

>>> Czytaj też: Liczba bezrobotnych we Francji najwyższa w historii. Ale wśród młodych spada

Reklama