Naukowcy nie są w stanie stwierdzić z całą pewnością, że to ludzie spowodowali zmianę klimatu. Nadal pozostaje margines niepewności – i bardzo dobrze. To znaczy, że nauka działa tak, jak powinna - pisze w felietonie Mark Buchanan.

Jeden z moich znajomych – człowiek z bardzo dobrym wykształceniem, sceptycznie odnoszący się do zmiany klimatu – powiedział mi kiedyś, że nie wierzy w żadne wyniki badań przeprowadzanych na wielkich modelach za pomocą komputerów, których naukowcy używają do analizy nielinearnych zjawisk kształtujących klimat Ziemi. Miał rację: naukowcy robią, co mogą pośród morza złożoności i niepewności.

Zdziwiłem się za to parę minut później, gdy mój kolega oświadczył, że według niego ostatnie ocieplenie klimatu absolutnie nie może być spowodowane przez człowieka. W jakiś sposób złożony charakter zjawisk fizycznych kształtujących klimat nie powstrzymał jego intuicji przez wyciągnięciem wniosków formułowanych z całkowitą pewnością, bez pomocy żadnych modeli.

Przypomniałem sobie jego dziwną logikę, gdy obserwowałem reakcję na najnowszy raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu. Treść raportu wyciekła już w czerwcu, ale zostanie opublikowany dopiero w tym tygodniu. Autorzy stwierdzają, że z 95-procentową pewnością działalność człowieka odpowiada za co najmniej połowę ocieplenia zaobserwowanego w ostatnim półwieczu. Sceptycy z furią zaatakowali raport, bo wprawdzie rewiduje wcześniejsze prognozy wpływu ocieplenia klimatu na środowisko w ciągu najbliższych dwóch dekad, ale po rewizji prognoza jest niewiele bardziej optymistyczna – zupełnie jakby dążenie do dokładności było czymś nagannym.

Tymczasem naukowcy, którzy sporządzili raport dla Panelu, zasługują na pochwałę za przyznanie się do niepewności. Wszyscy musimy zdać sobie sprawę, że intuicja nie jest dobrym przewodnikiem w pojmowaniu zawiłości klimatu.

Reklama

Weźmy na przykład kwestię podwyższenia poziomu mórz i oceanów. Intuicja podpowiada, że są dwa czynniki, które mogą nań wpływać: wyższa temperatura sprawia, że objętość wody się zwiększa, a po drugie prowadzi do topnienia lodowców. Trzeba zmierzyć, o ile zmieniła się temperatura i jaka objętość lodowców się stopiła. W ten sposób dowiemy się, o ile podwyższył się poziom wód.

Otóż nie. Jakieś pięć lat temu naukowcy odkryli, że ten model oparty na fizyce wyjaśnia tylko jedną czwartą wzrostu poziomu morza. Dlatego inni naukowcy spróbowali podejścia matematycznego: szukali korelacji pomiędzy historycznymi danymi na temat poziomu mórz i oceanów a temperaturami na świecie i okazało się, że byli w stanie dosyć dokładnie wyjaśnić ostatnie trendy.

>>> Czytaj również: W połowie wieku 750 milionów ludzi w Azji zacznie odczuwać brak wody

Wyniki tych badań były bardzo kontrowersyjne: gdy próbowano je zastosować w celu sformułowania przewidywań na najbliższe stulecie, metoda matematyczna doprowadziła do prognozy dwukrotnie wyższego podniesienia poziomu wód. W najczarniejszym scenariuszu woda zalałaby 200 milionów domów na świecie.

Wydaje się więc, że model oparty na fizyce to przykład intuicji wiodącej na manowce. W modelu tym nie brano pod uwagę takich czynników, jak geofizyczne źródła ciepła wpływające na oceany i wodę gruntową używaną przez ludzi, która następnie trafia rzekami do oceanów. Jeśli weźmiemy te czynniki pod uwagę, to zbliżymy się do przewidywań modelu matematycznego.

W każdym razie nauka o klimacie jest nadal pełna nieścisłości i chaosu. Skoro poziom mórz i oceanów się podnosi, to dlaczego zaobserwowano, że w niektórych częściach Alaski poziom wód opada o ok. 3 cm rocznie? Czy to dowód, że zmiana klimatu to oszustwo? Nie. Dalsze badania wykazały, że ziemia, którą wcześniej przygniatały i spychały w dół ogromne lodowce, teraz się podnosi, co sprawia wrażenie, że poziom wód opada.

Pomijając dziwne ruchy pokrywy lądowej, można by się przynajmniej spodziewać, że poziom mórz będzie rósł równo na całym świecie, prawda? Przecież woda rozlewa się równo. I znowu byśmy się pomylili. Różnice w lokalnym tempie podnoszenia się poziomu morza mogą być około dziesięciokrotne w skali całej planety. Wiatry i prądy morskie mogą gromadzić wodę w niektórych miejscach kosztem innych. Na przykład od 1950 r. poziom oceanu w okolicy przylądka Hatteras w Karolinie Północnej podnosi się trzy-cztery razy szybciej niż średnia na świecie, częściowo z powodu osłabienia Prądu Zatokowego i innych prądów morskich.

Musimy sobie radzić z taka złożonością. Niestety wiele osób postrzega niepewność jako oznakę nienaukowego podejścia lub czegoś jeszcze gorszego. Tymczasem najlepsi naukowcy to ci, którzy się do niej przyznają.

Mark Buchanan jest fizykiem teoretycznym, autorem książki “Forecast: What Physics, Meteorology and the Natural Sciences Can Teach Us About Economics" i felietonistą Bloomberg View.

>>> Polecamy: Globalne ocieplenie może doprowadzić do nasilenia się przemocy

ikona lupy />
Plaża Navagio na greckiej wyspie Zakynthos / ShutterStock