Było tak: Komisja Konstytucyjna kierowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego wypracowała projekt w kwestiach społeczno-gospodarczych zapięty na wszystkie liberalne guziki, ale do jej uchwalenia potrzeba było 2/3 głosów w Zgromadzeniu Narodowym (Sejm i Senat). Jednak projekt nie spodobał się ówczesnej Unii Pracy i PSL, a bez głosów tych ugrupowań konstytucji uchwalić nie było można. Zaczęły się międzypartyjne negocjacje. Obowiązująca od blisko 15 lat konstytucja jest ich owocem.

Każda partia musiała zaakceptować jakieś zapisy partnerów, uzyskując w zamian akceptację niektórych swoich pomysłów. W kwestiach społeczno-gospodarczych spór i debata toczyły się między liberalnym blokiem UW-SLD a socjalno-etatystycznym blokiem UP-PSL. Ci pierwsi, wówczas pod kierownictwem Leszka Balcerowicza, uzyskali przede wszystkim rygorystyczne zapisy dotyczące finansów publicznych, bezprecedensowe było wprowadzenie do konstytucji normy ostrożnościowej dotyczącej zadłużenia. A także twarde zapisy dotyczące całkowitej niezależności banku centralnego. Ci drudzy wiele zapisów dotyczących praw socjalnych. W konstytucji znalazły się też ważne zapisy o charakterze aksjologicznym, eksponujące społeczny charakter gospodarki rynkowej, dialog społeczny oraz sprawiedliwość społeczną (art. 2: „…Rzeczpospolita Polska urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej”).

Równoległy akcent na prawa socjalne i rygorystyczne zasady fiskalne uzasadniał oczekiwanie, że Polska będzie krajem o raczej rozbudowanych funkcjach państwa opiekuńczego, a zarazem zdrowych finansach. To by implikowało dość wysokie i progresywne podatki. Jednak pobieżny nawet ogląd społeczno-gospodarczej rzeczywistości nie pozostawia wątpliwości: mimo konstytucyjnych zapisów polskie państwo opiekuńcze jest rachityczne, a obciążenia podatkowe płaskie. Konstytucja nie ukształtowała polskiej rzeczywistości. Dlaczego?
Wbrew temu, co niektórzy sądzą, nie jest to rezultat działania „obiektywnych praw ekonomicznych”, ale szczególnych uwarunkowań politycznych, które prowadziły do wprowadzania regulacji konstytucję lekceważących. Dwa przykłady.

SLD wprowadził podatek liniowy dla najzamożniejszej grupy samozatrudnionych (obecnie ponad 400 tys. podatników) mimo wspomnianej wyżej deklaracji art. 2 o „sprawiedliwości społecznej”. Kategoria sprawiedliwości społecznej nie jest oczywiście jednoznaczna, ale przecież nie sposób uznać, że obciążenie najbogatszych najniższym podatkiem jest wyrazem „urzeczywistniania społecznej sprawiedliwości”. Trybunał Konstytucyjny nigdy się tą regulacją nie zajął.

Reklama

Zajął się zaś uregulowaniami dotyczącymi komercyjnych usług edukacyjnych świadczonych przez publiczne szkoły wyższe. W tej kwestii w konstytucji zapis jest następujący (art. 70 ust. 2): „Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. Ustawa może dopuścić świadczenie niektórych usług edukacyjnych przez publiczne szkoły wyższe za odpłatnością”. Trybunał orzekł, że z tego zapisu wynika tylko obowiązek świadczenia usług bezpłatnie… w granicach otrzymanej dotacji. A poza tym wolno właściwie wszystko. W składzie orzekającym trybunału zasiadali byli posłowie z partii… niechętnych zapisom socjalnym w konstytucji.

Jeżeli konstytucja ma mieć sens i cieszyć się prestiżem, to ludzie muszą mieć przekonanie, że realnie reguluje działania państwa. Lekceważenie konstytucji to groźny proceder. Gdy towarzyszy mu narastające przekonanie o stronniczości aparatu wymiaru sprawiedliwości i o niekompetencji jego funkcjonariuszy, to nieuchronnie rozprzestrzenia się przekonanie, że prawo jest instrumentem w rękach rządzących i bogatych. Stąd już tylko krok do uznania przez przeciętnego człowieka, że państwo jest jego wrogiem.

Są tacy, którzy uważają, że odpowiedzią na to zagrożenie jest zmiana konstytucji. Istotnie, po 15 latach widać potrzebę korekt, ale raczej w tej części, która reguluje kwestie społeczne. Raczej zapisów, które się nieraz określa jako instrukcja obsługi władzy. Ale oczywiście nikomu nie można zabronić proponowania jakichkolwiek zmian. Z ważnym zastrzeżeniem: uzyskania dla tych zmian jednoznacznej akceptacji większości obywateli – w referendum.