Problem Malezji z Bogiem pojawił się już w październiku, gdy sąd apelacyjny zakazał Kościołowi katolickiemu używania słowa „Allah” w odniesieniu do Boga w katolickiej gazecie „Herald”. Potem w listopadzie sułtan stanu Selangor wydał edykt zakazujący używania słowa na A wszystkim nie-muzułmanom. Redaktor naczelny „Heralda” ojciec Lawrence Andrew nie usłuchał i został aresztowany. Cała sprawa może poważnie zaszkodzić Malezji – krajowi wielokulturowemu, często podawanemu jako przykład na to, że obok siebie mogą żyć członkowie różnych grup etnicznych – głównie Malajowie, Chińczycy i Hindusi. Większość mieszkańców wyznaje islam, ale w Malezji jest też sporo chrześcijan (8 proc.), buddystów (7 proc.) i hinduistów (6 proc.)

Malezja jest państwem demokratycznym i oficjalnie świeckim, więc można by oczekiwać, że szef rządu Najib Razak wystąpi w obronie praw obywateli niemuzułmańskiego wyznania. Mógłby przynajmniej zasugerować policji, że nie powinna marnować zasobów na ściganie kogoś za dobór słownictwa. Niestety premier przemilczał całą sprawę.

Milczenie Najiba świadczy o jego zaburzonych priorytetach, które nie pozwalają Malezji się rozwijać, choć Indonezja, Filipiny i inne kraje sąsiednie robią postępy. Gdy Najib przejął władzę w 2009 r., obiecał przekształcić politykę dyskryminacji rasowej, którą w 1971 r. zapoczątkował jego ojciec Abdul Razak Hussein - drugi premier w historii tego kraju. Tzw. „nowa polityka gospodarcza” faworyzuje autochtonicznych Malezyjczyków i marginalizuje mniejszości etniczne.

Jednak Najib wspiera ten program z tego samego powodu, którym się kierował, pozwalając na eskalację problemu słowa „Allah” – ze względów politycznych. Partia rządząca – Narodowa Organizacja Zjednoczonych Malajów (NOZM) – z trudem wygrała wybory w maju ubiegłego roku, a teraz gra kartą Boga, by zmobilizować swój malajski elektorat.

Reklama

- Ta sprawa z Allahem to czysta polityka – mówi Chrisanne Chin członkini komitetu Rady Kościołów Malezji. – NOZM ma strategię polityczna polegającą na demonizowaniu mniejszości i sianiu strachu w sercach Malajów, którzy wyznają islam. NOZM prowadzi grę, którą zna najlepiej, czyli politykę odwołującą się do tożsamości rasowej i religijnej. Zachowuje się teraz jak zraniony tygrys. Tonie i w desperacji postępuje nieracjonalnie i nielogicznie.

Przykład: stowarzyszeniu zrzeszającemu 54 organizacje broniące praw człowieka (Koalicja NGO Malezji) zakazano działalności za promowanie „praw, które są sprzeczne z islamem”. Ta decyzja podjęta dwa tygodnie temu spotkała się z gwałtowną reakcją Amnesty International i dała do myślenia biznesmenom z zagranicy, bo wygląda na to, że partii rządzącej zależy raczej na stopniowej islamizacji niż na reformach gospodarczych.

Malezja reklamuje się jako wcielenie wielokulturowości i tolerancji. Jednak jeśli NOZM rzeczywiście chce być atrakcyjna dla wyborców, to dlaczego nie da wszystkim swoim obywatelom równych szans? Może powinna zredukować biurokrację i szerzyć ducha przedsiębiorczości, by stworzyć lepiej płatne miejsca pracy? W przeciwieństwie do Korei Południowej i Tajwanu, Malezja nie zdołała podnieść swojego PKB per capita na tyle powyżej granicy 10 tys. dolarów rocznie, by mogła odetchnąć z ulgą. Zamiast ciężkiej pracy, by wyrwać się z pułapki średniego dochodu i zasypania przepaści między bogatymi a biednymi, władze wolą uciekać się po raz kolejny do szowinizmu etnicznego.

Programy takie jak „nowa polityka gospodarcza” zabijają produktywność, szkodzą innowacyjności i skłaniają korporacje międzynarodowe, by poszukały sobie miejsca gdzie indziej. Malezja traci coraz więcej najzdolniejszych obywateli z mniejszościowych grup etnicznych, bo wyjeżdżają oni do merytokratycznego Singapuru.

>>> Gospodarczy model Singapuru jest unikatowy i, co ważniejsze, sprawdza się. Gospodarka Singapuru: PKB per capita wzrósł 80-krotnie w ciągu 50 lat

Zwolennicy Najiba twierdzą, że jest on w głębi serca reformatorem i po prostu potrzebuje więcej czasu na przeforsowanie zmian w swojej skostniałej partii. Tylko że Malezja nie ma czasu, bo Chiny otwierają drzwi coraz szerzej dla inwestycji zagranicznych, a nawet kraje takie jak Wietnam czy Birma przyciągają uwagę inwestorów.

Tak naprawdę nie chodzi o Boga, lecz o potencjał, który ten kraj niefrasobliwie marnuje. Malezja jest pięknym miejscem, jak wiele w Azji, ma również mnóstwo zasobów naturalnych, jest doskonale położona, w sąsiedztwie gigantów gospodarczych i na tyle niedaleko Bliskiego Wschodu, by Arabowie szukali tu możliwości inwestycji, ma też 29 milionów mieszkańców o różnorodnym pochodzeniu. Jednak w dyskusji o przyszłości Azji coraz rzadziej się o niej wspomina. Najib i jego partia powinni mniej się martwić o to, co mówi jakiś ksiądz, a bardziej o to, czego nie mówi otaczający Malezję świat.

>>> Islamscy bankierzy mogą zaoferować coś, czego świat oczekuje po ostatnim kryzysie - finanse zrozumiałe dla każdego. Islamska bankowość może zmienić świat finansów na lepsze