Amerykański wysłannik do spraw energii, który niedawno powrócił z Kijowa, oświadczył, że USA pomogą w zorganizowaniu dostępu Ukrainy do dostaw gazu rurociągami ze środkowej Europy - pisze prof. Andrzej Koźmiński.
To średniookresowe rozwiązanie, nieco poprawiające sytuację Ukrainy, przyczyniłoby się do częściowego rozwiązania problemu fragmentacji rynku gazowego. Dotychczasowa struktura rynku pozwala dostawcom – przede wszystkim Rosji – stosować drastycznie różne ceny wobec różnych odbiorców i wykorzystywać je jako narzędzia politycznego szantażu. Zintegrowany globalny rynek gazu określający jednolitą cenę, podobnie jak w przypadku ropy naftowej, wytrąci ten oręż z rąk Rosji. Ale to rozwiązanie zależy od wielu niełatwych do spełnienia warunków.
Przede wszystkim trzykrotnie tańszy gaz i dwukrotnie tańsza energia elektryczna na rynku amerykańskim w porównaniu z Europą zapewniają producentom zlokalizowanym w USA olbrzymią przewagę kosztową w tak kluczowych przemysłach jak chemiczny czy stalowy. Utrata czy poważne zmniejszenie tej przewagi bez odpowiedniej rekompensaty są mało prawdopodobne. Rekompensatą taką może być lepszy dostęp do europejskiego rynku w ramach transatlantyckiej umowy o wolnym handlu, która znajduje się we wstępnej fazie negocjacji. Eksport gazu na rynki azjatyckie może jednak być bardziej korzystny dla Amerykanów niż eksport do Europy. Czynnikiem hamującym spadek cen gazu jest też konieczność amortyzacji olbrzymich nakładów w sieci przesyłowe obecnie dostosowane do dominacji rosyjskich źródeł. Zwiększenie zakupów błękitnego paliwa u innych dostawców, takich jak Libia, Algieria czy nawet Norwegia, wymaga dodatkowych inwestycji, na których realizację trzeba czasu i pieniędzy. Już same wiarygodne zapowiedzi takich działań zostaną jednak skonsumowane przez rynki w formie obniżek cen. Myśląc realistycznie o obniżce i stopniowym ujednoliceniu cen w oparciu o zróżnicowane źródła dostaw, trzeba więc brać pod uwagę perspektywę kilkuletnią, oczywiście pod warunkiem że zapowiadane obecnie przez Zachód działania będą konsekwentnie wdrażane. W najbliższej przyszłości na kluczowym dla siebie rynku gazowym Rosja nie odczuje boleśnie sankcji za aneksję Krymu. Jaki będzie kolejny ruch gracza z Kremla? Powie: „sprawdzam”, czy podbije stawkę?
„Sprawdzenie” i dążenie do zmniejszenia ponoszonych kosztów ekonomicznych wydaje się najbardziej logiczne. Jednakże metafora gry w pokera nie jest tu całkiem adekwatna. W pokera gra się bowiem na pieniądze. Tymczasem nawet pobieżna znajomość rosyjskiej historii wskazuje, że Rosja nie gra o pieniądze, tylko o imperium. Wokół takiej gry można zmobilizować rosyjskie społeczeństwo i skłonić je do cierpliwego znoszenia nawet największych wyrzeczeń. Dopóki Zachód, ponownie pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, nie uzgodni, nie skoordynuje i nie zrealizuje swojej strategii, Rosja może podbijać stawkę. Chodzi o próby częściowego przynajmniej naprawienia „największej tragedii XX wieku”, jaką był – według prezydenta Putina – rozpad Związku Radzieckiego. Trzeba zatem zastanowić się nad bardzo poważną sugestią profesora Adama Rotfelda, że czeka nas seria quasi-wojen opartych na wywoływaniu rozruchów w przestrzeni poradzieckiej i opanowywaniu kolejnych obszarów zamieszkanych częściowo przez Rosjan bez użycia trzonu sił zbrojnych. Będą to podobnie jak na Krymie działania sił specjalnych wsparte potężną ofensywą psychologiczno-propagandową. Aż trudno i aż strach uwierzyć, że koncepcję takich wojen rozruchowych jako konfliktu o wymiarze globalnym wymyślił zmarły w Argentynie w latach 70. pułkownik Jewgienij Messner, oficer sztabu Białej Armii w okresie wojny domowej i współorganizator rosyjskich sił walczących u boku Hitlera. Podobno ostatnio znów jest popularny w Rosji.
Patrząc na ten scenariusz okiem polskiego ekonomisty, sądzę, że w średnim okresie nie musi on dla nas oznaczać ekonomicznej katastrofy. A to ze względu na konsolidację Europy, zacieśnienie więzi transatlantyckich i ich wymiar ekonomiczny, choćby w formie wejścia do strefy euro, uruchomienia wspólnych polityk w takich obszarach jak finanse, bankowość i energia. Rosyjskie działania odwetowe w postaci restrykcji handlowych także nie wydają się straszne, jeśli Europa zachowa jedność. A ta jedność jest tym bardziej prawdopodobna, im wyżej Kreml podbije stawkę, prowadząc kolejne agresywne działania. Mało prawdopodobna wydaje się także totalna wojna ekonomiczna i handlowa z Europą, byłaby bowiem ona dla Rosji niezwykle kosztowna. To optymistyczne przewidywanie opiera się jednak na założeniu, że nie zostanie podjęta próba testowania NATO np. w krajach bałtyckich.
Reklama
ikona lupy />
Andrzej K. Koźmiński prezydent Akademii Leona Koźmińskiego / Dziennik Gazeta Prawna