Jak można określić obecną sytuację na Ukrainie? Mamy do czynienia z rebelią, wojną, anarchią, inwazją?
Jedynym celem Rosji jest skopanie leżącego. Zamiast słowiańskiego braterstwa mamy cyniczną wojnę handlową, presję polityczną, militarną i gospodarczą. Wcześniej anektowanie Krymu było oparte na propagandzie i wielkim kłamstwie. Kłamstwie o Majdanie jako neofaszystowskiej, antysemickiej rewolcie. Wielkie kłamstwo polegało na tym, że jak tylko faszyści zdobędą Kijów, to potem przyjdą po was. A my was uratujemy. W całej powojennej historii był tylko jeden przypadek, kiedy członek ONZ zaatakował innego. Był nim Saddam Husajn, który najechał Kuwejt.
Kto wygrywa na Ukrainie?
To pytanie zakorzenione jest w logice gry o sumie zerowej. Unia Europejska nie jest przywiązana do logiki wojny.
Reklama
Co innego Putin.
To prawda, to rodzaj polityki mocy. Franklinowska „oświecona polityka samozainteresowania”. Opcja militarna nie wchodzi w rachubę. Trzeba napiąć dyplomatyczne muskuły.
Problem w tym, że na Putinie one nie robią wrażenia.
Katastrofą byłoby zaakceptowanie przekraczania kolejnej linii przez Rosję. Dokładnie tak działano w późnych latach 30. XX w. Za każdym razem mówiliśmy: „możemy z tym żyć, pewnie będzie lepiej”. Było tylko gorzej. Polityka appeasementu musi mieć swoje granice. Tak samo jak polityka interwencji musi być realistyczna. Najgorsze, co można zrobić, to zagrozić czymś, a następnie nie być w stanie się wywiązać. To zerowa wiarygodność.
Jak pan ocenia rolę UE w kryzysie ukraińskim?
Z pewnością w unijnej postawie dobre jest to, że jest jednogłośna. Poza tym była stopniowa. Co jest przydatne, bo nie robi się wszystkiego naraz. Jest także niezwykle ostrożna, co odzwierciedla różnorodność w samej Unii. W tej chwili trwają prace nad trzecią porcją sankcji. Wielkim politycznym pytaniem jest, co zrobimy dalej. Ukraina pilnie potrzebuje oznak europejskiej solidarności. W Irlandii mamy takie powiedzenie: „nie zamyka się drzwi stajennych, kiedy konie uciekły”. Wydaje mi się, że znajdujemy się właśnie w takiej sytuacji. Rosja znów wyciąga broń energetyczną. We wschodnich miastach trwają prowokacje. U granic jako stoi 40 tys. żołnierzy. To jest moment, w którym Europa musi być twarda. Czekanie na kolejną aneksję jest czekaniem, aż kolejny koń ucieknie ze stajni.