Wśród licznych form krytyki Rosji – często słusznych – pada argument, że jest krajem z wieku XIX, bo rozwój opiera na działaniach ekstensywnych, czyli na kontroli nad ogromnym terytorium.

To prawda, ale czy jest to na pewno dowód zacofania? Potęga najbogatszych krajów świata polega dzisiaj na mieszance gospodarki intensywnej – nie trzeba dowodzić jak ważnej – z ekstensywną. Przecież rynki, nowe rynki zdobywane dla starych produktów jak typowe AGD, to podstawa bogactwa. Ponadto wielkość kraju odgrywa niebłahą rolę, o czym od 25 lat przekonujemy się sami. Znaczną część niezłego rozwoju Polski zawdzięczamy temu, że Polska jest średnio dużym krajem w Europie. Małe kraje też się rozwijają, ale muszą się nieco bardziej wysilać.

A Stany Zjednoczone? Naprawdę niezwykły rozwój tego kraju rozpoczął się wraz z marszem na Zachód. To wtedy powstawały wielkie fortuny bardzo podobne do fortun oligarchów, tyle że zdobywane dzięki zleceniom państwowym oraz łupieniu ziem niczyich (czyli indiańskich). Przecież takie rodziny, jak na przykład pokolenia Vanderbiltów, zbudowały potęgę na transporcie morskim i kolejowym. A jaka długa była ta kolej!

I obecnie Stany Zjednoczone są pierwszą gospodarką świata zarówno dlatego, że są znakomicie rozwinięte pod względem nowych technologii, ale także dlatego, że są tak duże. Więc podobnie jak w przypadku Polski rozwój jest możliwy przede wszystkim dzięki rynkowi wewnętrznemu. Niestety Polska nie ma aż takich zasobów naturalnych, ale wyobraźmy sobie, że gaz łupkowy zostaje odkryty na terenie jednego z niewielkich i gęsto zaludnionych państw europejskich. Nie dałoby się go wykorzystać. Więc rozmiar terytorium i liczba ludności mają wielkie znaczenie. Przecież nowe najpotężniejsze kraje świata ostatnich trzech dekad to te największe (Chiny, Indie, Brazylia). Na tym tle o Rosji można tylko powiedzieć, że bardzo źle wykorzystuje swoją potęgę terytorialną i – słabnące – zasoby ludnościowe. Nie umie wykorzystać rynku wewnętrznego i w tym rozumieniu jest dramatycznie staroświecka, ale nie dlatego, że jest wielka i chce być większa.

>>> Czytaj też: 7,9 proc. bezrobocia, 4,3 proc. wzrostu PKB. Oto Polska w 2017 r. według rządu

Reklama

Drugi argument – trafny i nietrafny zarazem – głosi, że Rosja prowadzi wojny ekstensywne, czyli w celu pozyskania terytorium, w okresach jej słabości. Historia na to wskazuje, ale wskazuje także na inny czynnik, nieco zdumiewający, a mianowicie – w niektórych spośród tych wojen, szczególnie na Kaukazie, od dwustu lat ginęli najlepsi przedstawiciele narodu rosyjskiego, a po co, gdyby pomyśleć, Rosji Kaukaz?

Wniosek jest następujący. Rosja nie tyle wtedy prowadzi wojny ekstensywne, kiedy jest słaba, lecz wtedy, kiedy się boi. Boi się nie tyle agresji zewnętrznej, bo poza Hitlerem (i Napoleonem oraz niegdyś Polakami) nikt nie zamierzał zdobywać tych bezmiernych terenów, a już na pewno obecnie nie zamierza (poza miękkim podbojem przez Chiny). Boi się swojej własnej słabości wewnętrznej. A to jest najgorsza możliwa odmiana strachu. Rosja biedna, pijana, zacofana może się zorganizować tylko wokół polityki ekstensywnej.

Z tego zaś wynika, że – oczywiście, sankcje gospodarcze są nieuniknione – najsilniejszym czynnikiem oddziaływania na Rosję byłoby upowszechnienie w niej ideologii – proszę darować słowo – „konsumpcyjnej”. To się po części stało za Jelcyna, a teraz będzie poważnie, na skutek sankcji, i hamowane. Na krótką metę nie da się takiego rozwiązania uniknąć. Ale prawdziwe uspokojenie Rosji to – w przewidywalnej przyszłości – nie demokracja, lecz powszechne domaganie się tabletu, wycieczki do Egiptu oraz studiów dla dzieci, nawet jeżeli to nie ma sensu.

Zachód – żeby doprowadzić do trwałego pokoju – musi zatem tak „zdeprawować” Rosję, jak „zdeprawował” sam siebie. Czy to jest możliwe? Tak, spójrzmy na rozwijający się świat. Zapewne okres przejściowy niebywałej konsumpcji wewnętrznej (często nonsensownej) jest nieunikniony, chociaż moralnie dotkliwy. Zachód może powoli pójdzie dalej, ale Rosja jeszcze nie weszła na tę drogę i trzeba ją w tym kierunku popchnąć.