Do naszego kraju przylecieli amerykańscy żołnierze, którzy będą brali udział w ćwiczeniach z polską armią. Wylądowali w Świdwinie w województwie zachodniopomorskim. Liczący 150 spadochroniarzy oddział jest częścią 173. brygady piechoty stacjonującej w Vincenzy we Włoszech.

Program Solidarności i Partnerstwa Polska - USA

Reklama

Negocjacje w sprawie dodatkowych wojsk amerykańskich w Polsce toczyły się od kilku dni. Od 16 kwietnia prowadził je w Waszyngtonie minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, który w tej sprawie spotkał się między innymi z amerykańskim sekretarzem obrony Chuckiem Hagelem. Wspólnie uzgodnili podjęcie prac nad Programem Solidarności i Partnerstwa Polska - USA. Przylot amerykańskiego oddziału to efekt właśnie tego porozumienia i rozmów w Waszyngtonie.

Kontyngenty amerykańskie trafią też na Litwę, Łotwę i do Estonii. Łącznie do czterech krajów zostanie wysłanych około 600 żołnierzy. Będą to zarówno wojska lądowe, jak i lotnicze. W każdym z tych krajów mają one stacjonować około miesiąca, po czym będą zastępowane przez inne jednostki.

- To namacalny dowód na to, że Stany Zjednoczone poważnie traktują swoje zobowiązania sojusznicze - powiedział wczoraj kontradmirał John Kirby. Rzecznik Pentagonu nie krył, że rozlokowanie w Polsce i krajach bałtyckich amerykańskich sił lądowych ma związek z sytuacją na Ukrainie. Kirby podkreślił też, że skierowanie sił lądowych do Polski, Litwy, Łotwy i Estonii nie odbywa się w ramach NATO, tylko dwustronnych porozumień. Rzecznik Pentagonu zachęcał inne kraje Paktu do podjęcia podobnych kroków.

Tymczasem biurokracja w polskim wojsku jest bardziej potężna niż cała armia. Niemal 7 tysięcy etatów liczy wojskowa biurokracja, która obsługuje zaledwie 95-tysięczną armię – wynika z danych MON. Najbardziej nasycony urzędnikami jest sam resort: 755 etatów cywilnych na 499 wojskowych.

Polscy mundurowi cieszą się na spadochroniarzy

Przylot amerykańskich żołnierzy do Polski to ważny gest - uważają zgodnie eksperci od zagadnień wojskowych. W bazie w Świdwinie po południu wylądował samolot z mundurowymi z USA. Wydawca magazynu "Raport" Wojciech Łuczak zwrócił uwagę, że w bazie w Świdwinie będą "najlepsi z najlepszych".

Łuczak przypomniał, że brygada, w której na co dzień służą wojskowi, to jednostka zasłużona jeszcze w Wietnamie. Od pewnego czasu stacjonuje we Włoszech, jest wyposażana w nowoczesny sprzęt i uzbrojenie. - To część pewnego rodzaju amerykańskiej straży pożarnej w Europie - powiedział Łuczak. Żołnierze z właśnie tej formacji - jeśli zajdzie taka potrzeba - są natychmiast wysyłani w rejon zapalny.

Onyszkiewicz: to symbol, rekompensata i ważny gest

Z kolei były minister obrony Janusz Onyszkiewicz podkreślił, że wysłanie do Polski oddziału amerykańskich żołnierzy, to symbol i ważny gest polityczny. Administracja Baracka Obamy pokazuje, że zależy jej na wschodnich sojusznikach, zwłaszcza na Polsce. Jest to też - zdaniem byłego szefa MON - sygnał dla Rosji, że jesli będzie trzeba, to we wschodniej Europie pojawi się więcej żołnierzy NATO. To również coś w rodzaju "rekompensaty dla naszego kraju" - dodał Janusz Onyszkiewicz.

Były minister miał na myśli ćwiczenia NATO o kryptonimie Steadfast Jazz, które odbywały się głównie na terytorium Polski i krajów bałtyckich jesienią ubiegłego roku. Amerykanie przysłali wtedy wyjątkowo niewielkie oddziały. Media spekulowały wówczas, że to sygnał, iż USA odwracają się od europejskich sojuszników, skupiając uwagę na dalekim wschodzie.
W bazie lotniczej w Świdwinie ma być przez najbliższe tygodnie, a nawet miesiące 150 żołnierzy ze 173. brygady piechoty, która stacjonuje we Włoszech. Kontyngenty amerykańskie - według zapowiedzi Pentagonu - trafią też na Litwę, Łotwę i do Estonii. W sumie będzie to 600 wojskowych.