Konsekwencje uchwały podjętej w pełnym składzie sędziowskim są jasne do przewidzenia. Jeśli jej wymowy nie zmieni w znaczący sposób wyczekiwane przez branżę uzasadnienie, tysiące kierowców ruszy do sądów ubiegać się o zaległe ryczałty, bowiem roszczenia pracowników względem pracodawców przedawniają się po trzech latach. Łatwo więc policzyć, że jeden pracownik może procesować się o kwoty rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jeśli w jednej firmie roszczenia zgłosi kilkunastu lub więcej kierowców, firmy będą narażone na milionowe wypłaty.

Jaka jest skala zjawiska?

- Na razie nie wiemy, ilu firm dotyczy ten problem i jaka jest wysokość roszczeń kierowców – mówi Adam Byglewski ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Jednocześnie zaznacza, że specyfiką branży jest to, że czasami działalność prowadzona jest na marginesie rentowności. Nietrudno stąd wywnioskować, że nie wszyscy będą w stanie ponieść dodatkowe koszty. Obawa jest taka, że aby je pokryć, przewoźnicy będą musieli podnieść ceny, co pogorszy ich konkurencyjność na europejskim rynku.

– Jak na razie pracownicy naszej firmy nie zgłaszają się z takimi roszczeniami, być może dlatego, że Sąd Najwyższy podjął uchwałę niedawno – powiedział nam Wojciech Krzaciłowski, radca prawny i przewodniczący rady nadzorczej Adampolu, firmy specjalizującej się w transporcie samochodów.

Reklama

W jednej z firm powiedziano nam, że najczęściej roszczenia składają byli pracownicy, bo „dopóki pracują w firmie, roszczeń nie składają”.

Przedstawiciele branży komentowali kwestię roszczeń niechętnie. Jak zasugerował nam jeden z rozmówców, żadna firma nie chce się oficjalnie przyznać, że kwestia noclegów jest u nich nieuregulowana, a ponadto nie jest w ich interesie robić wokół sprawy więcej szumu, żeby nie prowokować jeszcze większej ilości pozwów.

Niejasne przepisy

Szacunki co do ilości i wysokości roszczeń dodatkowo komplikuje fakt, że takie sprawy trafiają na wokandy polskich sądów już od kilku lat. Powód jest prosty: niejasne przepisy. Prawo bowiem przewiduje, że pracodawca ma obowiązek pokryć koszty noclegu pracownikowi w podróży, ale nie mówi nic na temat zawodów, które przemieszczanie się mają wpisane w swoją istotę.

Co więcej, zgodnie z przepisami ryczałt nie przysługuje, kiedy pracodawca zapewnia bezpłatny nocleg. Przepisy nie precyzją jednak, czy noc spędzona w kabinie pojazdu ciężarowego lub w tzw. kurniku, czyli leżance znajdującej się nad kabiną pasażerską, jest takim właśnie noclegiem.

Pierwsza tego typu sprawa trafiła do Sądu Najwyższego już w 2008 r. O zwrot zaległych ryczałtów procesował się wtedy z jednym z PKS-ów b. pracownik. Sędziowie orzekli wtedy, że nocleg spędzony w kabinie nie jest bezpłatnym noclegiem, w związku z czym firma musiała wypłacić mu ponad 30 tys. zł zaległych ryczałtów.

To uruchomiło lawinę, która ruszyła na dobre po podobnym w wymowie orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2011 r. Wtedy wiele kancelarii prawnych zwietrzyło niezły interes i na masową skalę zaczęło werbunek klientów. Na parkingi przy głównych drogach ruszyli przedstawiciele prawników, którzy opowiadali potencjalnym klientom o korzyściach z wystąpienia na drogę sądową. W branży przezwano je „kancelariami parkingowymi”, a sam proces naboru – „parkingowymi akademiami”.

Z drugiej strony przed ewentualnymi pozwami zaczęli się zabezpieczać pracodawcy. – Po 2011 r. część firm zaczęła wypłacać ryczałty w zamian ograniczając diety. Część dokonała zmian w regulaminie pracy. Te mniejsze firmy, zatrudniające do 20 osób, które nie mają obowiązku posiadania takiego regulaminu, podpisywało aneksy do umów o pracę – mówi Joanna Jarosz-Zugaj, prawnik specjalizujący się w kwestiach transportowych. Na razie wszyscy wstrzymują oddech i czekają na opublikowanie uzasadnienia do wyroku. Dopiero wtedy będzie można mówić o określonych konsekwencjach dla branży transportowej.

>>> Czytaj również: Przytarty nos Pendolino: podczas testów nowoczesny pociąg nie zmieścił się na torach

Uchwała SN zabójcza dla transportu?

Wywiad z Pawłem Trębickim, dyrektorem generalnym spółki Raben Transport.

Obawiacie się Państwo konsekwencji uchwały Sądu Najwyższego?

Kształt i treść uchwały przyjęliśmy z zaskoczeniem. Jesteśmy też zaniepokojeni niestabilnością przepisów. Na przestrzeni ostatnich kilku lat polskim przewoźnikom udało się zdominować konkurencję z Niemiec i Hiszpanii, w wyniku czego staliśmy się największą grupą na rynku unijnym. Przy czym polskie firmy transportowe poradziły sobie nie tylko dzięki cenom, ale także za sprawą znajomości oczekiwań klientów i jakości świadczonych usług. Teraz, pomimo tych sukcesów, okazuje się, że przewoźnicy mogli działać niezgodnie z prawem.

Czy w Państwa firmie pracownicy zgłaszają się z roszczeniami?

Roszczenia pojawiły się dopiero w tym roku. Łącznie zgłosiło je kilkudziesięciu kierowców, byłych i obecnych, spośród 200, których aktualnie zatrudniamy. Kierowcy najczęściej korzystają z pomocy kancelarii, które w ich imieniu wyliczając kwotę roszczenia kierują się algorytmami, przerzucając w ten sposób częściowo na pracodawcę ciężar udowodnienia, ile konkretnie dni spędził za granicą i ile konkretnie należy się danemu pozywającemu.

Może te roszczenia to kwestia tego, że kierowcy zarabiają za mało?

Przeciętnie zarobki kierowców w branży sytuują się znacznie powyżej średniej krajowej. Do tego mamy system premiowy. Jednak każde przedsiębiorstwo realizuje własną politykę w tym zakresie.

W branży słychać, że pracownicze roszczenia znacząco pogorszą konkurencyjność polskich przewoźników.

Rentowność w transporcie międzynarodowym oscyluje na poziomie 10 proc., w związku z czym jakakolwiek regulacja, która podwyższa koszty świadczonej usługi, wpływa natychmiast na konkurencyjność naszych przedsiębiorstw. Zdarza się nam przegrywać w przetargach, w których składamy ofertę droższą o 10-15 euro na trasie. Zobrazuję to za pomocą przykładu: na odcinkach do krajów Beneluksu stawki mieszczą się w przedziale tysiąca euro. To znaczy, że maksymalna rentowność wynosi około 100 euro. Od tej kwoty należy odjąć jeszcze proporcjonalnie koszty administracji i ogólne koszty funkcjonowania przedsiębiorstwa. Po uwzględnieniu ryczałtu za nocleg w Niemczech na proponowaną kwotę 37,5 euro raczej nic już nie zostanie, co oznacza konieczność podniesienia stawek.

Jakie inne konsekwencje Pan przewiduje?

Stabilność przepisów jest bardzo ważna z punktu widzenia planów na przyszłość, zamierzeń inwestycyjnych itd. Uchwała Sądu Najwyższego z pewnością będzie miała wpływ na decyzje biznesowe dużych przewoźników. Cykl inwestycyjny w transporcie międzynarodowym to 3 do 6 lat. W takim horyzoncie czasowym eksploatowany jest tabor i zawierane są umowy leasingowe, czy najmu. Koszty personalne, finansowania oraz eksploatacji, w tym paliwo, stanowią z kolei główną podstawę do kalkulacji stawek dla klientów. Tak radykalne zmiany w jednym z kluczowym elementów destabilizują biznes. Dla małych przewoźników może się to skończyć nawet zamknięciem działalności.

>>> Polecamy: Amerykańskie drogi 20 lat temu były najlepsze na świecie, dziś popadają w ruinę