"Argentyna zalazła się w stanie bankructwa" - ogłosiła agencja ratingowa Standard & Poor's po tym, jak ostatnie próby złagodzenia kryzysu zakończyły się fiaskiem. Tym sam uwaga inwestorów skierowała się na posiadaczy obligacji o wartości 29 mld dol., którzy mogą domagać się ich natychmiastowej spłaty.

W środę, po nieudanych dwudniowych negocjacjach w Nowym Jorku, Argentyna przegapiła termin spłaty odsetek w wysokości 539 mln dol. Rządowi nie udało się dogadać z wierzycielami, którzy wykupili kraj z poprzedniej upadłości w 2001 r. Amerykański sędzia stwierdził, że spłaty tej nie można dokonać, dopóki inwestorzy - fundusze hedgingowe pod wodzą Elliott Management - nie otrzymają z powrotem 1,5 mld dol.

Argentyński minister gospodarki Axel Kicillof wraca więc do Buenos Aires bez perspektyw na dalsze rozmowy z funduszami, które nazwał w wywiadzie "sępami". Inni wierzyciele muszą teraz podjąć decyzję, czy posłużyć się klauzulą gwarantującą im prawo do zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Ze względu na nieudaną próbę wykupienia papierów wartościowych od Elliott Management przez argentyńskie banki, pozostali inwestorzy z pewnością jednak powstrzymają się od gwałtownych działań i dadzą obu stronom czas na osiągnięcie porozumienia, uważają przedstawiciele Bank of America.

>>> Polecamy: Przykład Argentyny pokazuje, że bankructwo wychodzi na dobre

Reklama

Jane Brauer, specjalistka od strategii w tej instytucji, jest zdania, że w najlepszym interesie wierzycieli jest poczekać i nie przysparzać Argentynie dodatkowych trudności. - Argentyna powinna dalej próbować znaleźć rozwiązanie dla tego problemu - stwierdziła.

Argentyński dług to ok. 29 mld dol. w obligacjach sprzedanych na rynkach międzynarodowych i wyrażonych w obcych walutach. W dodatku jest on objęty klauzulą na wypadek niewykonania zobowiązań, według której, jeżeli co najmniej 25 proc. posiadaczy długu będzie domagać się spłaty swojej części, Argentyna będzie zmuszona zapłacić całą sumę, plus należne odsetki. Potencjalne zobowiązania kraju są równe sumie argentyńskich rezerw walutowych, które zbliżają się już do najniższego od 8 lat poziomu.

Zdaniem mediatora między Argentyną a funduszami hedgingowymi, Daniela Pollacka, z powodu bankructwa Argentyny prawdopodobnie ucierpią zwykli ludzie. - Trudno ocenić całe spektrum konsekwencji tej upadłości, jednak na pewno nie będą to konsekwencje pozytywne - napisał w swoim e-mailowym oświadczeniu.

W tym roku, po raz pierwszy od 12 lat, do Argentyny zawitała recesja, a inflacja wynosi dziś 40 proc. - Osłabiona gospodarka na pewno dodatkowo ucierpi z powodu bankructwa, ponieważ Argentyńczycy walczą dziś o amerykańskie dolary i powodują, że wartość peso spada, a aktywność gospodarcza zamiera - uważa Hernan Yellati, badacz z banku inwestycyjnego Banctrust.

Minister Kicillof jest zdania, że decyzja sędziego była niesprawiedliwa, a ogłoszenie upadłości Argentyny przez agencje ratingowe zbyt pochopne, ponieważ kraj wysłał już pieniądze na spłatę odsetek od długu. - Argentyna zapłaciła, Argentyna ma pieniądze i będziemy dalej spłacać nasze długi, ponieważ chcemy się ich pozbyć - powiedział. Dodał, że kraj nie mógł zgodzić się na spłatę 1,5 mld dol. funduszom hedgingowym, gdyż musiałby wówczas sprawiedliwie polepszyć warunki spłaty dla innych inwestorów - zgodnie z klauzulą RUFO, czyli "Rights Upon Future Offers". Wówczas mógłby spodziewać się roszczeń w wysokości nawet 120 mld dol.

Klauzula RUFO wygasa pod koniec tego roku, więc, jak twierdzi firma inwestycyjna Bulltick Capital Markets, argentyński rząd poczeka pewnie do stycznia 2015 i wtedy dogada się z funduszami hedgingowymi. - W najgorszym wypadku na rozwiązanie tego problemu trzeba będzie poczekać pół roku - uważa Alberto Bernal z Bulltick. - Argentyńczycy potrzebują pieniędzy i dostępu do rynku, a wierzyciele chcą przecież zostać spłaceni - zaznacza.

ikona lupy />
Cristina Fernandez de Kirchner, prezydent Argentyny / Bloomberg / Andrew Harrer