Nie zamierzam wypowiadać się o politycznych aspektach kryzysu ukraińskiego. Pragnę tylko zwrócić uwagę na kilka nieprzyjemnych faktów ekonomicznych. Otóż Ukraina jest od bardzo dawna całkowicie zdana na dobrą wolę Rosji. W 2012 r. ponad 25 proc. ukraińskiego eksportu trafiało do Rosji, więcej niż do całej Unii Europejskiej. W dodatku, podczas gdy udział UE w ukraińskim eksporcie maleje systematycznie od blisko 15 lat, udział Rosji systematycznie się powiększa.

Niewątpliwie, zmniejszanie się udziału Unii w ukraińskim eksporcie jest świadectwem zmniejszającej się konkurencyjności produktów ukraińskich. Coraz więcej towarów z Ukrainy trafia za to na rynki Rosji oraz Turcji, Egiptu, Indii, Białorusi.

>>> Czytaj też:Kijów: 45 tys. rosyjskich żołnierzy przy granicy z Ukrainą, czołgi, wozy, samoloty

Rosja zapewnia Ukrainie energię

Reklama

Po stronie importu Ukraina jest jeszcze bardziej zależna od Rosji – niemalże jedynej dostarczycielki surowców energetycznych. W 2012 r. ponad 30 proc. ukraińskiego importu stanowiły surowce energetyczne – praktycznie tylko z Rosji. Import z pozostałych krajów eksportujących surowce energetyczne jest śladowy. Z Kazachstanu wynosi on mniej niż 1,8 proc.

Bilans handlu z Rosją jest dla Ukrainy coraz bardziej niekorzystny. W 2012 r. Ukraina miała już 7,6 mld euro deficytu w handlu z Rosją – więcej niż z całym pozostałym światem, gdzie deficyt wyniósł „jedynie” 4,9 mld euro. W 2000 r. deficyt w handlu z Rosją wynosił zaledwie 2,5 mld euro, przy czym w handlu z resztą świata Ukraina miała wówczas sporą nadwyżkę.

Przy odrobinie fantazji można sobie wyobrazić przejściowe finansowanie rosnącego deficytu ukraińskiego handlu zagranicznego „środkami pomocowymi Zachodu” (UE, MFW, Bank Światowy itp). Ale finansowe potrzeby Ukrainy są dużo większe, nie kończą się na deficycie handlowym. Trzeba jeszcze uwzględnić koszty obsługi gigantycznego, w stosunku do rozmiarów gospodarki, zadłużenia zagranicznego. Dług zagraniczny Kijowa przekroczył już 100 mld euro.

>>> Czytaj też:Niemcy: za zerwany kontrakt zbrojeniowy grozi wysoka kara. "Wojna jest zawsze droższa"

Rosja może zrezygnować z towarów Ukrainy. To będzie dramat

Prawdziwy dramat wydarzy się na Ukrainie wtedy, gdy Rosja zrezygnuje z importu towarów ukraińskich – co przyjdzie jej bez najmniejszego trudu. Na świecie nie brakuje producentów czekoladek i oleju słonecznikowego, gotowych zająć miejsce dostawców ukraińskich. W razie potrzeby Rosja sama wyprodukuje te towary lub w ostateczności się bez nich obejdzie.

Co się stanie, gdy Rosja ograniczy – lub wstrzyma – dostawy na Ukrainę surowców energetycznych? Albo gdy zacznie wymagać terminowych płatności za dostawy? Wstrzymanie dostaw nie będzie dla Rosji większym kłopotem – dla Ukrainy będzie to kolejna katastrofa.

Jak Zachód może zapobiec gospodarczej zapaści Ukrainy? Nabywać do niczego mu niepotrzebne produkty ukraińskie? Albo po prostu bezterminowo rekompensować jej utratę rynku rosyjskiego bezzwrotnymi dotacjami, które będą szły w dziesiątki miliardów euro rocznie? Dostarczać Ukrainie surowce energetyczne drogą morską? Ale czy Ukraina posiada infrastrukturę portową? Oraz: ile musiałoby to wszystko kosztować – i kto za to zechciałby zapłacić? Też Zachód?

>>> Czytaj też: Rosja zapowiada działania odwetowe za zachodnie sankcje

UE ma już dwa protektoraty: Kosowo i Bośnię i Hercegowinę

Zachód utrzymuje już na swym garnuszku dwa protektoraty w Europie: Kosowo oraz Bośnię i Hercegowinę. Opieka nad BiH trwa już blisko 20 lat. Nic nie wskazuje na to, by kraj ten był w stanie stanąć na własnych nogach – przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Podobny scenariusz pisze się w Kosowie. Przy tym oba te protektoraty są z wielu względów w dużo lepszej sytuacji gospodarczej niż Ukraina. Przede wszystkim są one dużo mniejsze. Kosztują one Zachód stosunkowo niewiele. Ukraina to jednak dobrze ponad 40 milionów ludzi, nie dwa ani cztery. Dlatego nie sądzę, by Zachód, pomimo całej swej niechęci do Putina - był gotów uczynić Ukrainę kolejnym protektoratem.