Rząd szykuje się na chude miesiące. Świadczą o tym dwa fakty. Jak wynika z naszych informacji, w projekcie budżetu obniżył prognozę wzrostu PKB na 2015 r. z 3,8 proc. na 3,4 proc. Drugi fakt – z całej palety rozpatrywanych w ciągu wakacji działań premier Donald Tusk i ministrowie zdecydowali się tylko na te adresowane do najgorzej sytuowanych grup i stosunkowo mało obciążające budżet. Przepadł za to pomysł większej kwoty wolnej w podatkach.
Na pewno może się cieszyć 90 proc. polskich emerytów. W ich przypadku waloryzacja będzie wyższa, niż wynikałoby to z dotychczasowych zasad. Resort pracy wyliczył, że z powodu niskiej inflacji waloryzacja rent i emerytur maksymalnie wyniesie 1,08 proc. w porównaniu z 2,2 proc. szacowanymi wcześniej i byłaby najniższa w historii. Jak podkreślał wczoraj premier, oznaczałoby, że najniższe emerytury wzrosłyby o 9 zł. Dlatego zapadła decyzja o wprowadzeniu waloryzacji mieszanej, dlatego renty i emerytury zostaną podwyższone w przyszłym roku o co najmniej 36 zł. Skorzysta na tym ponad 8 mln rencistów i emerytów. Najbardziej ci o najniższych świadczeniach, np. z KRUS, dlatego ten pomysł popierało PSL. – Deflacja nie wpływa korzystnie na portfel wydatków emeryckiej rodziny, bo choć ceny niektórych towarów spadają, to czynsze, leki, energia rosną, na to deflacja nie ma wpływu – bronił decyzji Donald Tusk. Proponowana przez rząd waloryzacja mieszana ma być wprowadzona tylko na rok, potem nastąpi powrót do dotychczasowych zasad.

Gest w stronę rodzin

Reklama
Drugie rozwiązanie, na które zdecydował się rząd, to gest pod adresem rodzin z dziećmi. Zyskają ci, którzy dotąd nie mogli w pełni skorzystać z ulg podatkowych, bo płacony przez nich podatek był niższy niż maksymalny pułap odliczeń. Jednocześnie ulga na trzecie dziecko wzrośnie z 1668 zł do 2 tys. zł, a na czwarte i kolejne z 2224 zł do 2700 zł.
Równie ważną zmianą jest fakt, że budżet dopłaci tym, którzy nie mogą w pełni skorzystać z ulgi, do jej pełnej wysokości. To oznacza, że w przypadku rodziny z trójką dzieci, w której rodzic zarabia pensję nieco wyższą od minimalnej, a drugi nie pracuje, roczny zysk z ulgi wzrośnie z 430 zł do 4200 zł. Na zmianach ma zyskać 1,2 mln rodzin. Nie zmienia się zasada, że rodzinom z jednym dzieckiem zarabiającym powyżej progu podatkowego ulga nie przysługuje.
Ile za to zapłacimy? Z rządowych szacunków wynika, że zmiany w ulgach na dzieci mają dodatkowo kosztować 1,1 mld zł (obecnie roczny ich koszt to ok. 4 mld zł), a waloryzacja rent i emerytur od 3,5 do 3,7 mld zł. Wydatki na waloryzację nie odbiegają więc zbytnio od 3,5 mld zł, jakie rząd szacował na ten cel w czerwcu.
Ekonomiści z mieszanymi uczuciami przyjęli zapowiedzi premiera. Po pierwsze wskazują na kontekst – ten jest oczywisty. Ruszyła kampania wyborcza przed wyborami do samorządów, w przyszłym roku mamy wybory do parlamentu i prezydenckie. Po drugie – nie do końca jest jasne, jak rząd zechce sfinansować swoje plany. Bo wraz z zapowiedziami zwiększenia ulg na dzieci, bardziej korzystnej waloryzacji emerytur i rent oraz wykorzystania środków unijnych (co wiąże się z zapewnieniem współfinansowania) padły deklaracje o ograniczeniu deficytu finansów poniżej 3 proc. PKB. Wszystko w warunkach wolniejszego, niż jeszcze kilka miesięcy temu zakładano, wzrostu gospodarczego w 2015.

Znamy dobre wiadomości, kiedy usłyszymy złe?

– Program przedstawiony przez premiera nie jest pełny. Mam wrażenie, że na razie usłyszeliśmy te przyjemne informacje. Te mniej przyjemne poznamy pewnie później. I pytanie: jak będą przedstawiać się szczegółowe rachunki już na poziomie konkretnych projektów ustaw. Te szczegóły – jak pokazała reforma OFE – okazują się zwykle bardzo ważne – mówi Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale.
Dla Piotr Bujaka, ekonomisty PKO BP, plany premiera to zapowiedź stymulacji fiskalnej gospodarki. Rząd, widząc spore ryzyko dla wzrostu gospodarczego, wynikające choćby z kryzysu na Ukrainie, świadomie zwiększa waloryzację emerytur i ulgi na dzieci, żeby konsumenci mieli więcej pieniędzy na wydatki. – Taka ograniczona stymulacja jest możliwa, biorąc pod uwagę, że po zmianach w OFE mamy mniejszą skalę zadłużenia publicznego. Ale lepsze byłoby zwiększanie wydatków na inwestycje – mówi Bujak. Ekonomista wątpi też, czy rządowi uda się osiągnąć nadrzędny cel: czyli zachęcić Polaków do posiadania większej liczby dzieci dzięki większym ulgom.
Na razie premier podzielił się tylko dobrymi nowinami. Złe poznamy potem