Amerykańscy naukowcy biją na alarm – donosi dziennik „Rzeczpospolita”. Z ich najnowszych prognoz opublikowanych na łamach prestiżowego czasopisma „Science” wynika, że szansa na ustabilizowanie się liczby ludności na świecie pod koniec XXI wieku wynosi zaledwie 30 proc. Zdecydowanie bardziej prawdopodobny jest natomiast scenariusz, w którym u progu nowego stulecia na świecie będzie żyć ponad 12,3 mld ludności.

- (…) Trzeba powiedzieć, że musiałaby nastąpić jakaś megakatastrofa, w zasadzie na skalę kosmiczną, żeby nie doszło do realizacji tego scenariusza – podkreśla prof. Adrian Raftery z Uniwersytetu Stanu Waszyngton w Pullman. Demografowie nie mają wątpliwości: świat zmierza ku przeludnieniu, a przyrostu liczby ludności przyśpiesza ze stulecia na stulecie.

Co ciekawe, w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat odpowiedzialność za globalne przeludnienie spocznie nie na Chinach, ale na Indiach i Nigerii. Z prognoz demografów z francuskiego instytutu demograficznego INED wynika, że do 2050 roku liczba obywateli Państwa Środka zmniejszy się o około 50 mln do 1,36 mld. W tym samym czasie najludniejszym państwem świata staną się Indie z 1,65 mld mieszkańców.

>>> Czytaj też: Sprawdzamy, co się stało z miliardem dolarów, które Obama obiecał Europie Środkowej

Reklama

Demograficzną „bombą” stanie się również Nigeria. Obecnie kraj ten zamieszkuje 174 mln osób. Pod koniec XXI. wieku liczba ludności przekroczy jednak miliard. Wynika to przede wszystkim z niezwykle wysokiego współczynnika dzietności, który w Nigerii wynosi obecnie 7,6. Dla porównania współczynnik dzietności w Europie to 1,6, a w przypadku Polski 1,3.

Według naukowców inną z przyczyn coraz szybszego przyrostu liczby ludności na świecie jest wzrost długości życia. Do końca stulecia liczba osób w wieku powyżej 60 lat zwiększy się na świecie z 840 mln do 3 mld. – Taka liczba oraz odsetek ludzi starszych będzie sytuacją bez precedensu w dziejach ludzkości – podkreśla Adrian Raftery.

>>> Czytaj więcej w dzienniku "Rzeczpospolita".