Pomysł inwestycji finansowych mocno podzielił środowisko piłkarskie. Co prawda przyczyniły się do rozkręcenia rynku transferowego, ale wzbudziły przy tym masę kontrowersji. FIFA zamierza zakazu tego typu inwestycji - informuje Forbes.pl.

Inwestowanie funduszy w udziały w piłkarzach nazywają się third-party ownership (TPO). Mechanizm ich funkcjonowania polega na tym, że kluby o kiepskiej kondycji finansowej nawiązują współpracę z funduszem inwestycyjnym lub inwestorem, który nabiera część praw do zawodnika, odpowiadającą procentowi udziału w kosztach zakupu. Fundusze zarabiają, jeżeli zawodników udaje się z kolei wytransferować dalej po wyższej cenie.

Taka współpraca instytucji finansowych i klubów piłkarskich jest korzystna dla obu stron. Pozwala na dywersyfikację ryzyka inwestycyjnego i możliwość tańszego pozyskania zawodnika przez klub.

TPO cieszy się największą popularnością w Europie i Ameryce Południowej, czyli na największych piłkarskich rynkach. O dużej skali inwestycji niech poświadczą największe transakcje z ostatniego okna transferowego (okresu w którym kluby mogą dokonywać wymian zawodników). Najdroższy był transfer Luisa Suareza z Liverpool FC do FC Barcelony (88 mln euro), James Rodriguez kosztował Real Madryt 80 mln euro (transfer z AS Monaco) z kolei Angel Di Maria przeszedł z Realu Madryt do Manchesteru United za 75 mln euro.

Reklama

Kluby często dzielą się prawami do graczy młodych i perspektywicznych, których cena może w przyszłości gwałtownie poszybować. Takie inwestycje można porównać do lokowania pieniędzy w start-upy. Nie brakuje jednak wielkich gwiazd objętych TPO: Argentyńczycy Javier Mascherano i Carlos Tevez, Brazylijczycy Ramires, Maicon i Neymar, Kolumbijczyk Radamel Falcao czy Portugalczycy Jose Bosingwa i Joao Moutinho. O skorzystaniu z tej formy współfinansowania wspominały także władze Legii Warszawa. Więcej na Forbes.pl.

>>> Czytaj również: Mundial, czyli gospodarczy samobój. Mistrzostwa świata pogłębiły recesję w Brazylii