Ćwierć wieku po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego z wicepremierem odpowiedzialnym za reformę gospodarki Leszkiem Balcerowiczem ekonomiści starają się znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Polska wyczerpała już dotychczasowe szanse rozwojowe i jakie impulsy są jej potrzebne, żeby wykorzystała kolejne.

Bilans polskiej transformacji jest oceniany jako jednoznacznie korzystny, szczególnie w porównaniu z innymi byłymi państwami socjalistycznymi. Polska w okresie globalnego kryzysu nie wpadła też w recesję. Sprzyja to podkreślaniu sukcesu, ale w pytaniach o przyszłość wciąż pojawiają się wątpliwości, czy nasz kraj może nadal dobrze sobie radzić.

Warto przypomnieć dane obrazujące, jaki skok nastąpił przez ostatnie 25-lecie w porównaniu z państwami będącymi wówczas w bloku ZSRR. Skumulowany wzrost PKB w latach 1990-2012 wyniósł w Polsce blisko 130 proc. Podobny rezultat uzyskała jedynie Estonia, a kolejna na liście Słowacja odnotowała wzrost PKB o 70 proc. Innym krajom poszło już gorzej.

PKB na głowę mieszkańca wzrósł w Polsce z 10 tys. dolarów w 1990 roku do ponad 22 tys. w 2012 r. W porównaniu z państwami naszego regionu w 1990 roku PKB na głowę był u nas tylko nieco wyższy niż w Bułgarii i niższy niż wszędzie indziej. Teraz nadal jest niższy niż np. w Słowenii, Słowacji czy w Czechach, ale w żadnym z tych państw nie zwiększył się ponad dwukrotnie.

– Polska ma za sobą ćwierć wieku spektakularnego sukcesu gospodarczego – powiedział na seminarium fundacji CASE i mBanku profesor Anders Aslund, senior fellow w Peterson Institute for International Economics, specjalista od przemian gospodarczych w Europie Środkowej i Wschodniej. – Kluczowe reformy zostały przeprowadzone w latach 1989-1991 i wtedy już Polska uzyskała przewagę. Podjęła znacznie głębsze i silniejsze reformy niż inne kraje – dodał.

Reklama

Najbardziej stanowczą krytykę pierwszego okresu transformacji przeprowadza dwukrotny wicepremier i minister finansów w rządach lewicowych profesor Grzegorz Kołodko. Określa on plan reform Leszka Balcerowicza jako „szok bez terapii” i twierdzi, że dopiero odrzucenie za czasów jego działalności w rządzie w latach 1995-1997 Konsensusu Waszyngtońskiego (czyli zobowiązania państw transformujących gospodarkę do dyscypliny fiskalnej, liberalizacji handlu i rynków finansowych, deregulacji i likwidacji barier dla inwestycji zagranicznych, utrzymania wymienialności waluty oraz prywatyzacji) wprowadziło Polskę na ścieżkę szybkiego wzrostu.

Grzegorz Kołodko uważa też, że Polska wykorzystała do 2007 roku zaledwie dwie trzecie swojego potencjału wzrostowego. „(…) można było osiągnąć więcej mniejszym kosztem (…). Polska zaprzepaściła podczas transformacji szansę na dużo większy przyrost PKB niż to udało się osiągnąć” – pisał w cytowanym tekście, dodając, że transformacja ustrojowa i ekonomiczna w Polsce to sukces w „dwóch trzecich”.

– Polska jest cudownym dzieckiem Konsensusu Waszyngtońskiego (…) Możemy powiedzieć, że wszystkie zalecenia prawie dokładnie zostały wykonane i kraj odniósł sukces gospodarczy. Być może jesteśmy jednym z nielicznych krajów, który tak jednoznacznie może się pod tym podpisać – powiedział profesor Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC.

>>> Czytaj też: GPW staje się giełdą globalną. 20 zagranicznych firm zainteresowanych debiutem

Jakie są bariery wzrostu

Ocena szans na przyszłość jest jednak znacznie bardziej trudna niż ocena minionej transformacji. Polska uzyskała wysoką konkurencyjność w „łańcuchu wytwórczym” dzięki niskim kosztom pracy. To zresztą dzięki nim właśnie, gdy nastąpił kryzys, fabryki zagranicznych firm w Polsce nadal pracowały pełną parą, podczas gdy nawet w Niemczech likwidowano miejsca pracy – mówił Anders Aslund. Dzięki temu eksport z Polski wzrósł z 50 mld euro w 2000 r. do ponad 180 mld euro w 2012 roku.

Konkurencyjność wynikająca z niskich kosztów pracy oraz wytwarzania relatywnie prostych produktów i półproduktów może jednak prowadzić do „pułapki średniego dochodu”. W 2012 roku koszty na jednostkę pracy osiągnęły rekordowo niską wartość 84 proc. tych z 2000 roku. Konkurencyjność kosztowa może już jednak w najbliższych latach podważyć otwarcie rynków Unii dla Ukrainy, gdzie koszty pracy są jeszcze niższe.

Jednocześnie obecna wielkość wydatków na badania i rozwój, które stanowią 0,9 proc. PKB, nie zapowiada szybkiego przejścia do gospodarki opartej na wiedzy, innowacyjności ani technologicznego skoku. Dla porównania, USA, Szwecja, Finlandia, Austria, Niemcy i Dania wydają na badania i rozwój 3 proc. PKB rocznie.

Polska ma też niski wskaźnik inwestycji w relacji do PKB. Wskaźnik ten od 2000 roku utrzymuje się poniżej 25 proc., a w 2012 roku spadł poniżej 20 proc., do rekordowo niskich poziomów w historii ostatniego ćwierćwiecza. Wzrost inwestycji możliwy jest jednak albo dzięki importowi kapitału, albo dzięki wzrostowi oszczędności krajowych.

– Kraj, który się szybko rozwija, powinien inwestować 25-30 proc. PKB – mówił Anders Aslund.

– Jeśli patrzymy długookresowo, to mówimy nie o niskiej stopie inwestycji, tylko o niskiej stopie oszczędzania. To problem, którego Polska nie rozwiązała, jak zresztą żaden z krajów transformacji. Nie można utrzymać wysokiej stopy inwestycji przy niskiej stopie oszczędności, nie pogarszając bilansu zewnętrznego – dodał Witold Orłowski.

Czy jednak możliwe jest wygenerowanie większych inwestycji przy niskich oszczędnościach, a równocześnie niskich dochodach z pracy?

– W sytuacji braku możliwości generowania wyższych deficytów budżetowych, potrzebny jest odwrót od zmian powodujących zmniejszający się udział płac w strukturze dochodu narodowego – powiedział Jerzy Osiatyński, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Kolejną barierą rozwoju jest to, że choć Polska bardzo dobrze wypada w badaniach oceny umiejętności uczniów PISA, a liczba studentów w ciągu ostatniego ćwierćwiecza potroiła się, to zaledwie dwie uczelnie wyższe – Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński – z trudem mieszczą się w rankingach 500 najlepszych uczelni na świecie.

– Zwiększyć inwestycje, poprawić jakość szkolnictwa wyższego oraz wydatki na badania i rozwój to zmiany niezbędne, jeśli Polska chce dotrzymać kroku – mówił Anders Aslund.

>>> Czytaj cały artykuł na www.obserwatorfinansowy.pl