Według najnowszych danych norweskiej służby statystycznej SSB w latach 2010–2013 Polki urodziły najwięcej dzieci spośród wszystkich grup imigranckich. Tamtejsza metodologia uwzględnia urodzenia w rodzinach, w których oboje rodziców dysponują konkretnym, w tym przypadku polskim paszportem. W badanym okresie naszym rodakom przybyło 3240 dzieci, a drugim w tej kategorii Somalijczykom – 2750.

To dużo, gdyż całkowita liczba dzieci, które urodziły się polskim imigrantom, nieznacznie przekracza 7 tys. Innymi słowy, co drugie polskie dziecko w Norwegii urodziło się po 2010 r. Jeśli trend się utrzyma, za kilkanaście lat młodzi Polacy będą największą mniejszościową grupą w królestwie. W tym momencie prowadzą Pakistańczycy (15,6 tys. dzieci), a także Somalijczycy, Irakijczycy i Wietnamczycy. Lawinowy wzrost polskich urodzeń to nie tylko skutek hojnej polityki prorodzinnej władz w Oslo, ale i wzrostu naszej diaspory nad fiordami. Od 2001 r. liczba Polaków wzrosła tam 13-krotnie i przekracza 84 tys.

Przykład Norwegii nie jest odosobniony. Polki równie chętnie rodzą w Wielkiej Brytanii, gdzie także zajmują pierwsze miejsce na liście rodzących imigrantek. W Niemczech plasują się zaś na drugim miejscu, zaraz za Turczynkami. W tym pierwszym kraju współczynnik dzietności Polek wynosi 2,1. W Polsce to zaledwie 1,3. Nie inaczej jest w Norwegii, gdzie kobiety z należących do UE krajów Europy Środkowej (głównie Polki i Litwinki) rodzą średnio dwoje dzieci. To więcej niż średni wskaźnik dla kobiet zamieszkujących Norwegię, który wynosi 1,86.

>>> Polecamy: Oto główny powód, dla którego utalentowani Polacy emigrują z Polski

Reklama

Hojna Skandynawia

Państwa skandynawskie słyną z najwyższego na świecie poziomu opieki społecznej. Norweski rząd jest pod tym względem wyjątkowo hojny. Na pomoc tego typu przeznacza aż 13 proc. PKB rocznie. – Zasiłek rodzicielski, rodzinny, opiekuńczy, becikowe – wszystko to sprawia, że rozważając decyzję o powiększeniu rodziny, para ma większą niż w Polsce pewność, iż udźwignie to zadanie finansowo – tłumaczy Aleksandra F. Eriksen, prezes Polish Connection, firmy doradczej działającej w Norwegii.

Dodaje przy tym, że nie mniej istotne jest to, w jaki sposób miejscowi pracodawcy patrzą na młodych rodziców. – W Norwegii rodzicielstwo nie łączy się z ryzykiem utraty pracy, a tacierzyństwo jest równe macierzyństwu. W praktyce oznacza to, iż kobieta, decydując się na dziecko, może oczekiwać, że system zastępstw pozwoli jej wrócić w odpowiednim czasie na dotychczasowe stanowisko pracy. Nie jest też traktowana jako „główny rodzic”, bo system norweski na wiele sposobów skutecznie zachęca ojców do podejmowania zadań opiekuńczych, w tym brania urlopów rodzicielskich – wyjaśnia Eriksen.

Wrażenie robi także długość urlopu przysługującego świeżo upieczonym rodzicom. Rodzice mają do wyboru 49 tygodni ze 100-proc. wynagrodzeniem lub 59 tygodni, jeśli zgodzą się na płatność w wysokości 80 proc. ostatniego wynagrodzenia. – Pracowałam jako sprzątaczka w banku. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, przełożeni sami przedstawili przysługujące mi prawa. Na urlopie spędziłam prawie cztery lata. U nas byłoby to nie do pomyślenia – mówi 30-letnia mieszkanka Oslo, która wspólnie z mężem wychowuje syna.

– Warunki życia i opieka socjalna w Norwegii działają zachęcająco na osoby rozważające powiększenie rodziny, czego nie można powiedzieć o Polsce – wtóruje jej Borys Borowski, szef firmy konsultingowej MultiNOR. Państwo pomaga także w kolejnym etapie wychowawczym. W większości regionów w Norwegii dzieci bez żadnych problemów przyjmowane są do przedszkoli przy opłatach wynoszących 10–20 proc. przeciętnej pensji. Do dwunastego roku życia mogą także korzystać z bezpłatnej opieki medycznej, a za opiekę dentystyczną nie ponoszą opłat aż do osiągnięcia pełnoletniości.

Inne kierunki naszej emigracji także oferują szeroko zakrojoną pomoc dla młodych rodziców, choć nie aż tak imponującą jak w przypadku Norwegii. W Niemczech rodzice wychowujący dzieci mogą liczyć na dodatek Kindergeld w wysokości 200 euro miesięcznie. W Wielkiej Brytanii zasiłki były tematem numer jeden na przełomie 2013 i 2014 r., gdy premier David Cameron zaczął się publicznie zastanawiać nad ich odebraniem rodzinom, których dzieci żyją poza Zjednoczonym Królestwem. Brytyjski child benefit wynosi 20,3 funta (108 zł) tygodniowo i 13,4 funta (71 zł) na każde kolejne dziecko. Do tego dochodzi brytyjskie becikowe (do 500 funtów, czyli 2665 zł), kupony na jedzenie dla dzieci, zasiłek mieszkaniowy i dodatek dla osób o niskich dochodach.

Atrakcyjne pakiety socjalne, choć kosztowne dla państwowej kasy, mogą być jedynym ratunkiem dla bogatych krajów Europy Zachodniej borykających się z kryzysem demograficznym. Dotyczy to także Norwegii, gdzie powstaje więcej nowych miejsc pracy, niż jest na nie chętnych. Spośród 30 tys. etatów, które pojawiło się na rynku w ubiegłym roku, 24,5 tys. trafiło w ręce cudzoziemców.

Rosnące zainteresowanie emigracją już niebawem odbije się także na polskiej demografii. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w ciągu ostatnich pięciu lat liczba dzieci urodzonych za granicą i później zarejestrowanych w kraju wzrosła z 25 tys. do 32 tys. rocznie. Krajowe statystyki są odwrotne. W 2009 r. w Polsce urodziło się 418 tys. Polaków. W ubiegłym roku – zaledwie 370 tys.

>>> Czytaj też: Z miesiąca na miesiąc rodzi się więcej Polaków. Trzydziestolatki nie chcą dłużej czekać na dzieci