Główna stopa procentowa w Szwecji wynosi teraz 0 proc. Jeszcze we wtorek sięgała 0,25 proc. Ekonomiści nie przypuszczali, że szwedzki Riksbank posunie się tak daleko w walce o utrzymanie poziomu cen. Prognozy zakładały, że bank centralny zetnie stopy do ok. 0,1 proc.

W 2010 roku Szwedzi zaczęli martwić się o rosnące zadłużenie gospodarstw domowych i szybujące ceny nieruchomości. Choć wskaźnik inflacji stanowił tylko połowę celu inflacyjnego, bank centralny postanowił iść pod prąd i rozpoczął serię podwyżek stop procentowych. W ten sposób w ciągu 12 miesięcy stopy wzrosły z 0,25 proc. do rekordowych 2 proc.

Polityka Riksbanku pociągnęła za sobą falę krytyki. Ekonomiści zarzucali władzom monetarnym, że zbyt szybko podnosili stopy, choć kryzys finansowy powoli mijał, a następnie zbyt długo zwlekali z rozpoczęciem walki z deflacją.

“Szwecja zbyt wolno zareagowała na spowolnienie w Europie, na swoim największym rynku eksportowym. Jej gospodarka tak naprawdę nigdy się nie odbiła. To był błąd. Szwedzi wierzyli, że ich kraj znajduje się w fazie ożywienia cyklu koniunkturalnego, a tak naprawdę wciąż był uzależniony od Europy” – mówi Azad Zangana, ekonomista z londyńskiego Schroders.

Reklama

W kwietniu 2011 roku inflacja w Szwecji wzrosła do 3 proc. Nie utrzymała się jednak długo na tym poziomie. Jeszcze w grudniu 2011 roku, gdy kryzys zadłużenia w strefie euro zmusił EBC do rozpoczęcia luzowania monetarnego, Riksbank zmienił taktykę. W lipcu tego roku główna stopa procentowa wróciła do poziomu 0,25 proc. Szybko pojawił się problem deflacji. W ciągu ostatnich 24 miesięcy ceny w Szwecji spadały przez 16 miesięcy.

"Szef szwedzkiego banku centralnego to sadomasochista" – tak Stefana Ingvesa określił laureat nagrody Nobla z ekonomii Paul Krugman.

Jedną z osób, które sprzeciwiały się wcześniejszemu zacieśnianiu polityki monetarnej w Szwecji, był Lars E.O. Svensson. W zeszłym roku odszedł z 6-osobowej rady Riksbanku. Jak mówi Svensson, Szwecja pokazała, że zbyt wczesne podnoszenie stóp procentowych może pogorszyć sytuację gospodarczą w kraju. „Wnioski z tej lekcji dla innych banków centralnych są oczywiste” – mówi Svensson.

>>> Polecamy: Widmo deflacji zagraża światu. Czeka nas kolejna wojna walutowa

Nie tylko Szwecja

Przypadek Szwecji pokazuje, że zbyt szybkie rezygnowanie z programów stymulujących gospodarkę, to ryzykowny biznes – pisze Bloomberg. „Szwedzi skupili się tylko i wyłącznie na deficycie, długu, utrzymywaniu inflacji pod kontrolą. Zignorowali ryzyko deflacji i recesji” – uważa Nariman Behravesh, główny ekonomista firmy IHS.

Szwecja nie jest jedynym krajem, który teraz musi całkowicie zmieniać taktykę. Europejski Bank Centralny podnosił stopy procentowe najpierw w 2008 roku, potem dwa razy w 2011 roku. Inflacja szybko wyparowała. Teraz nad strefą euro wisi groźba wystąpienia trzeciej recesji w ciągu 6 lat. EBC powtórzył tym samym błąd Banku Japonii, który w 2000 roku zdecydował się podnieść główną stopę procentową tylko po to, by za sześć miesięcy obniżyć ją po pojawieniu się deflacji.

“Kiedy rozpoczyna się podnoszenie stóp procentowych, trzeba się upewnić, że gospodarka sobie z nimi poradzi. To właśnie staramy się oceniać podczas każdego naszego spotkania. Zawsze istnieją powody, by uzbroić się w cierpliwość ” – ocenia William Dudley, szef Fed w Nowym Jorku.

Banki centralny nie są jednak jedynymi winowajcami. Politykom nie udaje się wykorzystywać niskich stóp procentowych do pozyskiwania taniego finansowania i ożywiania gospodarek.

Niemcy wciąż twardo sprzeciwiają się fiskalnym stymulatorom gospodarki, jednocześnie odrzucając agresywne środki wprowadzane przez Europejski Bank Centralny. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii środki oszczędnościowe zdobyły przychylność polityków. Oszczędności ograniczyły jednak zdolność tych gospodarek do otrzepania się z największego kryzysu gospodarczego od lat 30. XX wieku.

W Japonii plan premiera Shinzo Abe, zakładający ponowną podwyżkę podatku od sprzedaży towarów i usług w grudniu, wywołał gorącą dyskusję na temat tego, czy gospodarka Kraju Kwitnącej Wiśni to wytrzyma.

„To na politykę fiskalną powinno wskazywać się palcem, nie na monetarną. Kraje, które mają przestrzeń do ekspansji fiskalnej, nie chcę tego robić” – ocenia Steven Bell, ekonomista z F&C Management z Londynu.