25 lat po upadku komunizmu grozi nam kolejna zimna wojna. Świadczy o tym nie tylko aktywność Rosji na obszarze wschodniej Ukrainy, ale także prawie 40 incydentów „bliskich spotkań” sił NATO z wojskami rosyjskimi.

To nikt inny jak Michaił Gorbaczow, były przywódca Związku Radzieckiego, obawia się, że 25 lat po upadku muru berlińskiego grozi nam powrót kolejnej zimnej wojny. Ciężko się z nim nie zgodzić: kolejne rosyjskie konwoje wkraczają do wschodniej Ukrainy, a walki najpewniej znów wybuchną na dobre.

Postzimnowojenny cel budowy wolnej i zjednoczonej Europy, łącznie z Rosją, nie jest jeszcze zaprzepaszczony. Cel ten jest po prostu daleki. Jak dotąd, możemy ogłosić wejście w „chłodną wojnę”. W przeciwieństwie do czasów zimnej wojny, obecnie zagrożenie jest nie tyle globalne, co lokalne. Wciąż także widać szansę na pojednanie, choć szansa ta jest dziś nieco oddalona.

Aby móc zmierzyć się z tą rzeczywistością, amerykańscy i europejscy politycy powinni powrócić do stosowania kilku mechanizmów z czasów zimnej wojny, dzięki którym udawało się zapobiegać eskalacji napięcia pomiędzy USA a ZSRR.

Problem dotyczy nie tylko Ukrainy, ale całego obszaru byłego Związku Radzieckiego. Ostatni raport grupy doradczej European Leadership Network (ELN) pt.: „Niebezpieczne konfrontacje. incydenty wojskowe między Rosją a Zachodem w 2014 roku” wymienia 40 incydentów „bliskich spotkań” siłami NATO a siłami Rosji w ciągu ostatnich 8 miesięcy – począwszy od niebezpiecznie bliskiego przelotu rosyjskiego myśliwca obok skandynawskiego samolotu pasażerskiego, a skończywszy na bardzo bliskim przelocie rosyjskich myśliwców nad kanadyjską fregatą.

Reklama

>>> Czytaj też: Stratfor: Strategią Rosji jest odbudowa potęgi w obrębie byłego ZSRR

3 z 40 opisywanych przez ELN incydentów zostały określone jako „mające wysokie prawdopodobieństwo wywołania szkód lub bezpośredniej konfrontacji militarnej”. W środę rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu powiedział, że planuje zwiększyć zasięg patroli bombowców aż do obszaru Zatoki Meksykańskiej.

Tego typu incydenty były na porządku dziennym w czasach zimnej wojny (w 1961 roku sowieckie samoloty weszły w zachodnioniemiecką przestrzeń powietrzną 38 razy w ciągu miesiąca), co niekiedy prowadziło to zestrzelenia obiektów. Amerykańscy i sowieccy dowódcy mieli jednak sposoby, aby unikać dalszej eskalacji napięcia.

Piloci i dowódcy okrętów wiedzieli na podstawie dużego doświadczenia, jak odczytywać zachowanie przeciwnika. Na przykład gdy sowiecki okręt podwodny wpłynął na wody terytorialne wokół szwedzkiego archipelagu (jak się podejrzewa, podobna sytuacja miała miejsce kilka tygodni temu), obie strony rozumiały, że przekroczono pewną granicę. Zatem gdy Szwedzi spuszczali wówczas bomby głębinowe, Sowieci wiedzieli, że nie mogą zareagować. Dziś żadna ze stron nie wie, czego może się spodziewać.

Dziś zatem najważniejsze jest, aby ustalić ponownie bezpośrednią komunikację pomiędzy siłami wojskowymi obu stron. Rada NATO-Rosja, którą utworzono w 2002 roku w celu krzewienia pokojowego partnerstwa pomiędzy oboma podmiotami, od kwietnia 2014 roku jest zupełnie dysfunkcyjna. W ramach odnowienia kontaktu powinno ustalić się procedury, które zredukowałyby nieprzewidywalność do minimum oraz pozwoliłyby radzić sobie z nieprzyjemnymi konsekwencjami.

Warto także wzmacniać Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE już dziś odgrywa pewną rolę na Ukrainie), w celu zdefiniowania wspólnych reguł zaangażowania.

>>> Polecamy: Rosyjscy eksperci: Rosji grożą wielkie emigracje, bankructwo i rozpad państwa

Nikt tu nie zachęca do powrotu do zimnej wojny. Należałoby jednak zrobić to co koniecznie, aby zmniejszyć takie ryzyko.

Dodatkowo USA i Rosja powinny wrócić do rozmów na temat traktatów o nuklearnym rozbrojeniu. Waszyngton podejrzewa, że Moskwa testuje (ale nie rozmieszcza) broń, co naruszają warunki „Układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu” (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces, w skrócie: INF Treaty). Wielu członków Kongresu USA domaga się, aby USA w odpowiedzi wycofały się z tego traktatu i podjęły analogiczne do Rosji działania w tym zakresie. Jednak nowy wyścig zbrojeń nie sprawiłby, że USA staną się bardziej bezpieczne.

Władimir Putin w swoim ostatnim wystąpieniu, które było złośliwie antyamerykańskie, zadeklarował, że jest gotowy na rozmowy nuklearne. Powinno się wykorzystać jego deklarację – nie dlatego, żeby wygrać w nowym wyścigu zbrojeń.

Nie chodzi także o uspokojenie Putina. Członkowie NATO wciąż muszą zwiększyć swoje budżety obronne oraz stworzyć możliwości odstraszania przeciw jakiemukolwiek atakowi na słabo chronionych członków NATO ze wschodniej flanki Sojuszu. Nowa eskalacja na Ukrainie będzie wymagała nałożenia dalszych sankcji. Ale jeśli Chiny i Japonia potrafią podjąć kroki w celu zredukowania ryzyka w obszarze Morza Południowochińskiego, a USA i Chiny mogą wypracować mechanizmy zachowania w sytuacjach bliskiego kontaktu sił militarnych, jest to możliwe także w przypadku Rosji i NATO.

Nie ma gwarancji, że Putin będzie współpracował. Mimo to warto przekonywać rosyjskiego przywódcę, aby przezwyciężyć impas pomiędzy nuklearnymi potęgami.

>>> Czytaj także: Ambitny car czy wytrawny aktor: w co tak naprawdę gra Władimir Putin?