Budowlanka, transport, ogrodnictwo, sprzątanie, fryzjerstwo, catering, opieka nad starszymi i dziećmi – we wszystkich tych branżach w Norwegii można już znaleźć polskie firmy. Nasi rodacy zakładają ich tu coraz więcej. Po pierwsze, oczekują tego ich kontrahenci. Po drugie – nawet jednoosobowej firmie łatwiej jest negocjować wynagrodzenie niż osobie fizycznej – pisze „Gazeta Wyborcza”. Takie jednoosobowe firmy bardzo szybko się rozrastają.

„W Norwegii jest łatwiej. Zarabiasz, to stać cię na porządne ciuchy, porządny sprzęt, i jeszcze odkładasz” – mówi „Gazecie Wyborczej” mówi Filip Brucki, który dziś w Norwegii zatrudnia kilkanaście osób.

Krystyna Helińska z firmy Polish Connection potwierdza, że trend rozrastania się polskiego biznesu w tym kraju jest zauważalny. W 2004 roku biuro Polish Connection pomogło Polakom zarejestrować tylko 50 firm. W 2009 roku ich liczba wzrosła do 1,5 tys., a dziś wynosi już 4 tys.

>>> Czytaj też: Polak w Norwegii. Jak naprawdę wygląda życie w kraju Wikingów?

Reklama

Nie tylko małe polskie firmy dobrze radzą sobie na norweskim rynku. Nasze większe koncerny zgarniają tu coraz większe kontrakty. Firma Torpol zaczynała od budowy odcinka kolei miejskiej w Bergen w 2011 roku. Później podpisała tez umowy na 10 projektów w Oslo – na drogi, metro i tramwaje. W Norwegii aktywnie działa też PGNiG. Giełdowa spółka kupiła udziały w czterech złożach na szelfie.

Czy w Norwegii trudno jest prowadzić biznes? Najważniejsze jest wyrobienie sobie renomy. Jak przyznaje dyrektor generalny Torpol Norge Marcin Krupa, Polacy muszą udowadniać, że nie są z Trzeciego Świata, że mają odpowiednią wiedzę i inżynierów i potrafią wykonać zadanie. W Norwegii panuje zwyczaj płacenia kontrahentom z góry. Barierą może też być prowadzenie dokumentacji i dogadywanie się z partnerami biznesowymi po norwesku. Polskie firmy są też częściej kontrolowane i trudniej zatrudniać im norweskich specjalistów. „Ale to się zmienia, wyrabiamy sobie markę” – mówi Krupa.

Czytaj cały artykuł w „Gazecie Wyborczej”.