Dzięki niskim stopom procentowym w Szwajcarii raty tych kredytów długo były niższe niż osób, które tez kupiły mieszkanie na kredyt, tyle ze wzięty w złotych. Teraz jest jednak inaczej. Po pierwsze, choć nasze stopy procentowe wciąż są wyższe niż u Helwetów, to różnica nie jest już tak znacząca.

Po drugie, frank zyskał na wartości. To drugie (w połączeniu ze stosowaniem przez banki własnych kursów kupna i sprzedaży walut przy wypłacaniu kredytu i przy jego spłacie) sprawiło, ze przytłaczająca większość „frankowiczów” ma dziś do spłacenia więcej, niż pożyczyła. Myślenie o nich w kategoriach ofiar systemu (w tym wypadku: bankowego) może się wiec wydawać całkiem uprawnione. W tym kontekście nie dziwi sprawne kolportowanie (gratulacje dla Ruchu Pro Futuris, któremu skuteczności może pozazdrościć niejedna agencja PR) każdej wiadomości, która daje nadzieje, ze z „frankowego wiezienia” da się jakoś uciec.

Ale gdyby rzeczywiście klientom spłacającym kredyty denominowane we frankach udało sie doprowadzić do sytuacji, w której kurs tamtejszej waluty nie ma żadnego znaczenia dla spłacanej kwoty kredytu, zachowują natomiast prawo do użycia niskich szwajcarskich stóp procentowych, albo tez gdyby w takiej czy innej formie zyskali pomoc od państwa, znaczyłoby to, ze spłacający 1,1 mln kredytów denominowanych w złotych, decydując się na nie, było prawdziwymi frajerami.

>>> Polecamy: Zawody bez przyszłości? Zobacz, jakie branże czekają największe cięcia

Reklama