Kto z kolei założył, że spadać będą notowania chemicznego koncernu Urałkalij, jego aktywa powiększyły się o 218,9 proc.
Notowania Rosnieftu na londyńskiej giełdzie obniżyły się w tym czasie z niemal 6 dol. do 3,43 dol. To efekt spadku cen ropy oraz deprecjacji rubla (na rosyjskiej giełdzie Rosnieft też potaniał, ale w mniejszym stopniu). Akcje Urałkaliju w Moskwie potaniały o 7 proc. Do tego trzeba jednak dodać utratę wartości rubla. Przykładów jest więcej: na spadku notowań całej rosyjskiej giełdy można było zarobić w trzy miesiące prawie 27 proc., a na kłopotach Sbierbanku – największej instytucji finansowej w Rosji i w całej Europie Wschodniej – ponad 48 proc.
Wybrane produkty ustrukturyzowane notowane na warszawskiej giełdzie notują kilkudziesięcio-, a nawet kilkusetprocentowe stopy zwrotu. To skomplikowane instrumenty budowane na bazie obligacji i opcji, czyli w uproszczeniu zakładów, czy wycena danego aktywa bazowego (w tym wypadku akcji określonych spółek) pójdzie w górę, czy w dół i o ile. Zyski pojawiły się dlatego, że w każdym przypadku certyfikaty obstawiały, że ceny akcji i indeksu pójdą w dół. A to, że stopa zwrotu z certyfikatów notowanych na GPW była większa, niż wynosiła skala spadków aktywów bazowych, wiąże się z tym, że w każdym przypadku były to certyfikaty faktorowe, w których zmiana wartości aktywa bazowego jest odzwierciedlana w skali dwu-, trzykrotnie większej.
Reklama
Jakie stopy zwrotu certyfikaty notują w skali roku? O tym będzie można mówić dopiero za kilkanaście tygodni, ponieważ Raiffeisen Centrobank wprowadził je do handlu na warszawską giełdę w lutym tego roku, niedługo przed końcem rządów poprzedniego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza i pojawieniem się na Krymie zielonych ludzików, które skończyło się zajęciem półwyspu przez Rosjan. Nowe instrumenty pojawiły się na giełdzie po cichu, bez żadnej promocji. – Nie zdecydowaliśmy się na nią właśnie ze względu na wydarzenia na Wschodzie. To jeden z powodów, dla których wiedza o nich wśród inwestorów giełdowych jest niewielka – tłumaczy Mariusz Adamiak z domu maklerskiego Raiffeisen Bank Polska, powiązanego kapitałowo z austriackim Raiffeisen Centrobankiem.
Dlatego zainteresowanie tego typu produktami do tej pory pozostaje ograniczone. Jak wynika z danych udostępnionych DGP przez Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych, w miniony czwartek inwestorzy giełdowi mieli w portfelach produkty powiązane z rosyjskim rynkiem o wartości niespełna 6 mln zł. Dla porównania certyfikaty, gdzie aktywami bazowymi są ceny akcji spółek Apple i Google, miały w czwartek rynkową wartość 9 mln zł (w tym wypadku emitentem jest bank ING). W sumie inwestorzy na warszawskiej giełdzie mają w portfelach produkty ustrukturyzowane o wartości ponad 1,8 mld zł. Struktury są sprzedawane również poza rynkiem regulowanym; ich nabywcami są zwykle zamożniejsi klienci. Wartość tego segmentu rynku jest trudna do oszacowania.
Certyfikaty strukturyzowane pozwalają inwestować w aktywa, które bezpośrednio nie są dostępne dla graczy na GPW. Ale zakup struktur może się wiązać nie tylko z zyskami. Wśród rosyjskich struktur Raiffeisena są i takie (a nawet jest ich więcej), gdzie nabywca obstawia wzrost notowań akcji. I one notują straty, niekiedy przekraczające nawet 80 proc. w ciągu trzech miesięcy. Z kolei najlepszy wynik osiągnął produkt, którego nie można kupić już na GPW: to struktura obliczona na spadki notowań Sbierbanku. W ciągu trzech miesięcy do połowy minionego tygodnia dała ona ponad 1000 proc. zarobku. Wówczas bank emitent instrumentu wycofał go z rynku, uzasadniając to zbyt dużymi fluktuacjami notowań akcji rosyjskiej instytucji.
  • 764 tyle rodzajów certyfikatów ustrukturyzowanych jest notowanych na warszawskiej giełdzie
  • 298,3 proc. zarabiać można nie tylko na spadkach cen akcji; taki 3-miesięczny zysk dała struktura zakładająca obniżki cen ropy naftowej
  • -91,3 proc. taką 3-mies. stopę zwrotu zanotowała struktura obliczona na wzrost notowań Sbierbanku

>>> Czytaj też: A gdyby Rosja zbankrutowała? Oto scenariusz dla Polski